Święty spokój…
Święty spokój… Którz z nas o nim nie marzy? Którz z nas w obliczu różnych wyzwań i wymagań związanych z codziennością, nie ma ochoty krzyknąć raz na jakiś czas „dajcie mi wszyscy święty spokój!” Czy dążenie do spokoju to coś, co tkwi w naszej naturze? Czym ten spokój dla nas jest? Jak go doświadczamy lub jak go sobie wyobrażamy?
Czynników zaburzających to uczucie jest niewątpliwie bardzo wiele. Na zewnątrz i w nas samych. Jako rodzice dzieci z niepełnosprawnościami, często żyjemy w ciągłym napięciu, doświadczając mnóstwa stresujących sytuacji, mając na głowie wiele spraw i zadań, z których nie wszystkie realizujemy tak, jakbyśmy chcieli, a innych wcale, bo pomimo naszych usilnych starań, doba wciąż ma tylko 24h.
Na wiele rzeczy nie mamy wpływu, na inne tylko ograniczony, choć próbuje nam się wmówić, że jest inaczej. Borykamy się z własnymi problemami- rozczarowaniem, żalem, złością, żałobą, zmęczeniem, poczuciem niesprawiedliwości, osamotnienia i niezrozumienia, a jednocześnie stoimy u boku tych, których kochamy, starając się im stworzyć jak najlepsze życie. Dużo, prawda?
Bez mrugnięcia okiem moglibyśmy tą listę rozszerzać i rozszerzać, a kto z nas, z ręką na sercu, byłby w stanie wymienić czynniki, które nasz wewnętrzny spokój budują? Kiedy ostatni raz czuliśmy go w sobie? Co wtedy robiliśmy, gdzie byliśmy, kim się otaczaliśmy? Lub może właśnie odwrotnie: czego nie robiliśmy, gdzie nie byliśmy i kogo nie mieliśmy obok siebie? Warto obserwować takie okoliczności, bo być może jest w nich jakiś klucz, którego moglibyśmy używać, aby częściej doświadczać tego stanu.
„W naszym życiu wiele jest rzeczy, na które nie mamy wpływu. Ale możemy kontrolować sposób, w jaki reagujemy na to, co burzy nasz spokój„- mówi prof. Bruce Hood.
Niezależnie od okoliczności, każdy z nas, obok tego, co trudne i tego, co nam nie służy, posiada także „to”, co może nas wspierać i wywoływać uczucie spokoju. Może. Nie musi. Wiele zależy od tego, czy będziemy mieli do „tego” dostęp, a więc świadomość tego, co „to” jest i otwartość na używanie „tego”. Samoobserwacja i gotowość do bycia przy sobie to wspaniałe narzędzia, które zawsze warto mieć w swoim podręcznym zestawie do montażu własnego dobrostanu.
Warto jednak podkreślić, że ów mityczny spokój, do którego wszyscy dążymy nie jest czymś, co da się osiągnąć raz na zawsze. Jak zauważa Joanna Gutral „spokoju nie można zatrzymać na stałe. Spokojnym się bywa. Pojawia się on na dłuższe lub krótsze momenty będące wypadkową różnych zdarzeń i okoliczności życia„.
Emocje mają to do siebie, że mijają. Zawsze. Nie ma sensu z tym walczyć. To, co ma sens, to zapraszanie tego spokoju jak najczęściej po to, abyśmy byli w stanie go przywołać w chwilach, w których będzie nam najbardziej potrzebny. Im częściej będziemy go gościć, tym bardziej będzie on dla nas dostępny.
Co możemy zrobić, aby zbliżać się do stanu wewnętrznej równowagi?
Będzie mi miło, jeśli podzielicie się swoimi sposobami.