Równowaga
Każdy z nas potrzebuje równowagi. Żyjąc w napięciu, niezbędny jest wentyl bezpieczeństwa.
Wiem, że wielu z nas towarzyszy stres i lęk. Dążąc do spokoju i wewnętrznej harmonii, dowiedziałam się (wczoraj), że mam w sobie dużo niepokoju, który przecież jest jego przeciwieństwem. Niepokój wynika z niepewności. Skłania mnie do zadawania pytań, analizowania, dociekania, rozkładania wszystkiego na czynniki pierwsze. Towarzyszy temu także ciekawość. Chęć poznania siebie i innych. Próba zrozumienia, ułożenia sobie wielu spraw. Czuję, że jestem na dobrej drodze.
Kluczowe w tym procesie było skupienie się na sobie. Łatwo jest przerzucać odpowiedzialność na zewnątrz. Winić za swój stan okoliczności i innych ludzi. Tak, jakby to oni decydowali jak czujemy się we własnym życiu. Gdyby nie… (niepełnosprawność dziecka, brak wsparcia ze strony rodziny, brak środków finansowych itd- wstaw tutaj co chcesz), to… byłabym inną osobą, miałabym szczęśliwe życie itd, (dopisz swoje). Coraz częściej uświadamiam sobie, że niezależnie od tego, czego doświadczamy, możemy wybrać własne szczęście. Być może nasza definicja będzie inna przez sytuacje, które nas spotkały. Nie znaczy to jednak, że gorsza i mniej wartościowa. Być może nie będziemy szczęśliwi, ponieważ…. ale pomimo….
„There is no way to happiness.
Happiness is the way”.
Mawiał ponoć pewien mnich buddyjski. Miał chłop rację.
Zawsze wydaje się, że inni mają lepiej. Często nie widać jednak tego, co pod spodem, a takie porównania nie mają najmniejszego sensu. Dlatego właśnie warto skupić się na sobie, bo to my jesteśmy początkiem i końcem wszystkiego. Otoczenie oczywiście wywiera na nas wpływ, ale ostatecznie my także mamy tu coś do powiedzenia.
Rozmawiam z wieloma rodzicami, którzy są w podobnej sytuacji. Nasze strategie, interpretacje i podejście do wielu spraw różnią się od siebie. Zauważyłam jednak, że osoby, które widzą dla siebie jakąś przestrzeń poza byciem „mamą” i „tatą”, znacznie lepiej radzą sobie z życiem. Właśnie dlatego jest we mnie tak mocne przekonanie o tym, że w tej podróży powinniśmy zacząć od siebie. Znaleźć własną drogę do osiągnięcia spokoju, odnalezienia komfortu, radzenia sobie z naszą sytuacją na miarę własnych możliwości. Czasem jest tak, że nie wyobrażamy sobie zmiany perspektywy, zwrócenia się ku sobie.
Choć wszystko w środku krzyczy, to dzieci krzyczą głośniej. Wzywają nas powinności, zadania i wszystkie te sprawy do załatwienia. Sprawy, które nigdy nie znikną, w przeciwieństwie do nas, bo czasem spod tych wszystkich obowiązków i zależności nie wystaje nawet czubek naszej głowy, ani jeden włos.
Wiem, że każdy ma inne możliwości, inne zasoby. Wiem, że część osób, kiedy myśli o dbaniu o siebie, widzi w tym kolejny obowiązek na i tak już długiej liście, na której nigdy nie będzie możliwe wygumkowanie wszystkich pozycji. Wyobrażamy sobie, że dbanie o siebie, jak pisze Joanna Gutral, zawiera się w przepisie:
„Śpij regularnie, najlepiej osiem godzin na dobę. Pamiętaj o aktywności fizycznej, odmierzaj ją w dziesięciu tysiącach kroków dziennie, najlepiej na łonie natury, która koi zszargane nerwy. Tylko uważnie, ale jednocześnie słuchając rozwojowego podcastu lub czytając ambitną literaturę. Może reportaż? Nie! Lepiej coś związanego z rozwojem osobistym. Do tego praca, ale nie taka zwykła. Kiedy twoja praca jest pasją, nie przepracujesz ani jednego dnia! Do tego zdrowe, pełnowartościowe posiłki, przygotowane samodzielnie z sezonowych produktów od lokalnych rolników. Dorzuć borówki i orzechy- power foods nigdy dość, wszak karmi się nimi twój mózg, dzięki czemu będzie mógł koncentrować się bardziej i zapamiętywać więcej. Być może zdążysz to wszystko zapisać w dzienniku wdzięczności jeszcze przed wieczorną jogą lub medytacją? Masz już w swoim organizmie te minimum dwa litry wody, suplementy, które udowodnią twojemu ciału, że może więcej niż podpowiada umysł. A na koniec zadaj sobie to kluczowe pytanie: co czujesz? Czy te wszystkie zabiegi dają ci upragnione szczęście, ten wyśniony i wspaniały… święty spokój?”
Chciałabym odczarować to życzeniowe, wyidealizowane myślenie, że albo robimy wszystko, albo to wszystko nie ma sensu. Ma. Czasem wystarczy chwila oddechu, kontakt z naturą, przytulenie siebie (tak, takie dosłowne), krótki spacer, wtarcie balsamu, poleżenie na chwilkę ze słuchawkami na uszach, wypicie ciepłej kawy, zamknięcie oczu, słuchanie własnego ciała (może pójście siku, kiedy nam się chce, a nie kiedy załatwimy tysiąc pięćset innych spraw), zapytanie się siebie „jak ja się dzisiaj mam?” i jaki malutki krok mogę dziś zrobić, żeby mieć się lepiej. Trochę lepiej. Nie muszą to być od razu wielkie projekty. Nie musi to być wszystko naraz. Te małe kroki robią WIELKĄ robotę. To przekierowanie uwagi. Z zewnątrz, do wewnątrz. Poszerzenie perspektywy. Odkrycie, że życie jest pojemne i znajdzie się w nim miejsce zarówno dla nas, jak i dla naszych dzieci. I nie bójcie się, że Wam od razu odpierdoli, rzucicie wszystko i ruszycie w Bieszczady. Znając Was (nas) to raczej nie nastąpi.