Czy potrafimy odpoczywać?
Czy dla Was ten grudzień też jest taki męczący? Mam wrażenie, że większość z nas już “jedzie na oparach”, odmieniając swoją niemoc przez wszystkie przypadki. Wydawałoby się, że najprostszą radą, którą każdy z nas mógłby sobie udzielić jest: “odpocznij!”. Ale nie! Wciąż oceniamy siebie przez pryzmat własnej produktywności. Coś w tym jest, prawda? Myślimy tylko o tym, co jeszcze zostało do zrobienia, selekcjonujemy rzeczy, na pilne i na te, na które szkoda czasu, planujemy, tworzymy listy zadań do wykonania, wyznaczamy cele, sowicie obdzielamy nimi również innych, niczym niechcianymi świątecznymi prezentami. Bardzo chcemy zrealizować własne wizje, a wieczne zmęczenie uznajemy za objaw naszego zaangażowania, stawania na wysokości zadania. Mamy wrażenie, że jak zwolnimy, to nie zdążymy. Ale gdzie? Na co?
W tym wyścigu na dodatek sami siebie dopingujemy. Bagatelizujemy zmęczenie. Mówimy: “dasz radę!”, “nie poddawaj się!”, “musisz być twarda/y!”, “zmęczenie jest tylko w twojej głowie”, “odpoczniesz po śmierci”, “każdy ma ciężko”, “najpierw obowiązki, potem przyjemności”, “sen jest dla słabych”, “zaciśnij zęby!”, “poboli i przestanie”, “no pain, no gain”. Część z tych mądrości zaczerpnęliśmy ze świata sportu, ale nie od dziś wiadomo, że na sportowe sukcesy składa się także odpoczynek i regeneracja, o czym często zapominamy. (O tym, co łączy rodziców OzN ze sportowcami, pisałam tutaj: https://bezinstrukcji.pl/196-2/)
Dlaczego?
Przekonania na temat odpoczynku
Warto przyjrzeć się własnym przekonaniom na temat odpoczynku. Co myślimy o sobie, kiedy nic nie robimy? Jak postrzegamy innych, którzy mają czas na relaks? Jakie wzorce na temat pracy i odpoczynku wynieśliśmy z domu rodzinnego? Czy nasi bliscy potrafili/potrafią odpoczywać? Czy to naprawdę jest coś, czego trzeba się nauczyć?
W moim domu rodzinnym nie było miejsca na odpoczynek. Ciągle trzeba było być czymś zajętym. Produktywność i praca były najwyższą wartością. Wszystko kręciło się wokół zadań do wykonania i rozliczania z tego, jak realizowane są wyznaczone obowiązki. Ich lista była długa, precyzyjna, obejmowała wszystkich domowników i nigdy się nie kończyła. Miejsce wykonanych czynności, niezwłocznie zajmowały kolejne.
Jak myślicie, jakie są moje przekonania na temat relaksu i rozrywki? No właśnie. Jak pisze Brene Brown w swojej kultowej książce “Dary niedoskonałości. Jak przestać się przejmować tym, kim powinniśmy być, i zaakceptować to, kim jesteśmy”- “…przez ten niepohamowany pęd naprzód czujemy się wiecznie zmęczeni i zbyt rozchwiani, aby choć na chwilę się zatrzymać. (…) Decyzja o tym, żeby odpocząć, w najlepszym razie stoi w kontrze do obowiązujących norm kulturowych”.
Oczekiwania społeczne
Zostaliśmy zsocjalizowani do tego, żeby działać na najwyższych obrotach. Jesteśmy chwaleni za zmęczenie. Zastanówmy się jakie są współczesne oczekiwania. Sukces. Kariera. Sława. Pieniądze. Osiągnięcia. Uznanie. Jesteśmy pokoleniem uzależnionym od kortyzolu, a więc odpoczynek wydaje nam się czymś zagrażającym. Pozostawanie w ciągłej “zajętości” sprawia, że nieustannie jesteśmy w trybie walki lub ucieczki, podczas gdy nasz układ nerwowy nie jest stworzony do bycia w ciągłej mobilizacji, o czym niejednokrotnie daje nam znać nasze ciało, tylko nie zawsze chcemy wziąć jego głos pod uwagę.
Odpoczynek kojarzy nam się z lenistwem, nudą, z brakiem celu, z marazmem i bezsensem. To, co robimy, czyni nas “kimś”- matką, ojcem, żoną, mężem, pracownikiem. Jest elementem naszej tożsamości. Pomyślcie sami, kim jesteśmy, kiedy się zatrzymamy? Kiedy nic nie robimy? Kim bylibyśmy bez swojego zmęczenia? Co byłoby wtedy możliwe?
Marta Iwanowska- Polkowska w swojej genialnej książce “Nażyć się. Jak zacząć nażywać się dziś, pamiętać o tym jutro i już nigdy o tym nie zapomnieć”, pisze bardzo ważne dla mnie słowa: “W moich osobistych wędrówkach przez własne zmęczenie odkryłam dwie rzeczy. Po pierwsze to, że bez niego nadal żyję, nadal funkcjonuję i, co ważne, widzę więcej, słyszę i przeżywam więcej. I jestem. Nie znikam. Moje zmęczenie nie jest mną. Może odejść, a ja nadal bez niego będę istnieć. A po drugie, że zmęczenie było jednym z warunków, które musiałam spełnić, by być widzianą, a może i akceptowaną (…)”.
Strach przed zatrzymaniem
W zatrzymaniu się jest jakiś strach, jest utrata poczucia kontroli, o której wielokrotnie już pisałam (tu: https://bezinstrukcji.pl/132-2/, i tu: https://bezinstrukcji.pl/utrata-kontroli-cz-2/, i tu: https://bezinstrukcji.pl/utrata-kontroli-cz-3/). Boimy się zatrzymać tak bardzo, że prędzej zaserwujemy sobie wstrząsy elektryczne, niż zostaniemy sam na sam ze swoimi myślami. To nie żart! Dowodzi tego eksperyment przeprowadzony w 2014 roku przez T. D. Wilsona i jego współpracowników. Wzięło w nim udział 190 osób w różnym wieku, które miały za zadanie przebywać same w cichym pokoju przez 6-15 minut, bez możliwości korzystania z żadnych urządzeń elektronicznych, książek czy innych form rozrywki. Przed rozpoczęciem badania, uczestnicy zapoznawali się z urządzeniem, które emitowało łagodny, ale nieprzyjemny wstrząs elektryczny. Wielu z nich, po jego przetestowaniu, stwierdziło, że wstrząs jest na tyle nieprzyjemny, że w normalnych warunkach woleliby go uniknąć. Co się jednak stało, kiedy zostali odcięci od bodźców zewnętrznych? Tak jest, dobrze się domyślacie. Większość z nich wolała wstrząsy niż nudę. Przerażające, prawda?
Jak odpoczywać?
Jak pisze Paulina Wilk w artykule “Wyższa szkoła wypoczynku”, opublikowanym w kwartalniku “Przekrój”: “Relaks nie istnieje w naszym życiu naturalnie i nie powstaje sam. W iskrzącej od zadań i zobowiązań codzienności wymaga świadomego wysiłku i zdroworozsądkowych gwarancji, że zrobimy mu miejsce”. Powinien zatem być częścią naszej rutyny, tak, jak są nią inne zadania, które mamy do wykonania. Nie oznacza on lenistwa, tylko troskę o siebie i własne zasoby, które (wbrew temu, co zwykliśmy sądzić) wcale nie są nieograniczone. Doprowadzając się na skraj wyczerpania, pozbawiamy się szansy na regenerację. Im bardziej jesteśmy zmęczeni, tym mniej jest ona bowiem możliwa, a więc o własny dobrostan musimy zatroszczyć się nieco wcześniej.
Zapytacie pewnie, jak?
Z odpowiedzią przychodzi książka “Sztuka odpoczynku. Jak znaleźć wytchnienie w dzisiejszych czasach” autorstwa Claudii Hammond. Jest to publikacja zrodzona z projektu The Rest Test, czyli badania przeprowadzonego na 18 tysiącach ludzi z 135 krajów, które miało na celu odpowiedzieć na pytanie: czym dla ludzi jest odpoczynek i jakie formy relaksu są najskuteczniejsze.
Okazuje się, że w pierwszej kolejności jest to czytanie, następnie odpoczynek na łonie natury, przebywanie w samotności, słuchanie muzyki, nicnierobienie (tak! tak! dobrze czytacie), długie spacery, gorąca kąpiel, marzenia na jawie, oglądanie telewizji i mindfulness. Autorka przytacza także kilka badań dowodzących, że odpowiedni odpoczynek przedłuża życie. Okazuje się, że wystarczą nawet krótkie, kilkuminutowe przerwy, abyśmy czuli się lepiej i byli bardziej produktywni. Istnieje też górna granica odpoczynku, powyżej której nie spełnia on już swojej funkcji. Co niezwykle ważne, jednym z kluczowych warunków do tego, aby osiągnąć stan regeneracji jest nasza własna decyzja o tym, w jaki sposób chcemy spędzić swój czas.
Warto zatem zadać sobie pytanie co wyciąga nas, choć na chwilę, ze stanu ciągłego zaabsorbowania wszystkim dookoła. Co sprawia, że odrywamy się od codzienności. Co ładuje nasze baterie. Jak lubimy odpoczywać. Oczami wyobraźni widzę, jak czytacie te słowa i czujecie pewien zgrzyt, może nawet towarzyszy mu mina pełna politowania, a na usta ciśnie się pytanie: “kto ma na to czas?” Większość z nas (w tym ja) woli żyć w nieustannym napięciu i wewnętrznej walce, niż odpuścić i pozwolić sobie na relaks. Co nam daje to zmęczenie? Bo co odbiera, to raczej wiadomo.
Dlaczego wybieramy zmęczenie?
Często wybieramy zmęczenie, bo jest oswojone, znane, wiemy jak się po nim poruszać, co nas tam prowadzi. Jest akceptowane społecznie, wzmacniane, daje poczucie bezpieczeństwa, w przeciwieństwie do zmian, które musielibyśmy wprowadzić, aby z nim zawalczyć. Jesteśmy w nieustannej dostępności, czujemy presję reagowania na wszystko, co nas otacza. Przebodźcowuje nas nasze własne życie. Nie potrafimy upominać się o swoje, stawiać granic. Wynika to po części z tego, że nie do końca znamy siebie. Nie zawsze wiemy, co jest “nasze”. W książce “The dance of fear” Harrier Lerner opisała dwa stany, charakteryzujące ludzkie reakcje w odpowiedzi na lęk, stres, trudności i poczucie braku kontroli. Pierwszy z nich to overfunctioning, czyli nadfunkcjonowanie- kiedy to negujemy własne potrzeby, nie potrafimy prosić o pomoc, stajemy się superbohaterami, angażujemy w rozwiązywanie swoich i cudzych problemów. Na drugim biegunie znajduje się underfunctioning, czyli niedofunkcjonowanie- kiedy nie potrafimy podejmować decyzji, nadmiernie polegamy na innych, tkwimy w sytuacjach, które są dla nas szkodliwe, unikamy działania, stajemy się ofiarą własnego życia.
Chciałabym, abyśmy w najbliższym czasie, w nieco zmienionej rutynie, zadali sobie pytanie o to, co najbardziej nas męczy i jak możemy temu zmęczeniu przeciwdziałać. Jakie małe kroczki możemy podjąć, żeby nie ciągnąć siebie w stronę żadnej skrajności. Jak możemy zacząć szanować swoje ciało i sygnały, które do nas wysyła. Jak przestać licytować się na zmęczenie. Jak nie brać wszystkiego na siebie. Jak prosić o pomoc. Czego potrzebujemy. Co nam sprzyja. Kiedy czujemy się choć trochę lepiej. Jak pięknie powiedziała Kama Wojtkiewicz:
“Odpoczynek jest aktem odpowiedzialności”.