Co łączy rodziców OzN ze sportowcami?
Przeczytałam niedawno ciekawy wywiad z Darią Abramowicz- psycholożką sportową, wyróżnioną tytułem Trenerki Roku 2020 za współpracę z Igą Świątek. Rozmowa dotyczyła dobrostanu, radzenia sobie z dyskomfortem i wieloma przeciwnościami, które napotyka na swojej drodze każdy zawodnik. Jakież było moje zdziwienie, kiedy poczułam, jakby ktoś mówił o mnie, jakby opisywał problemy, którym stawiam czoła. A przecież, pomimo całej miłości do sportu, nie jestem zawodowym sportowcem.
Co łączy rodziców OzN ze sportowcami?
Okazuje się, że wbrew pozorom, mają z nimi wiele wspólnego.
Funkcjonowanie w sytuacji zwiększonego napięcia i stresu
Stres jest nieustannym towarzyszem rodzicielskiej codzienności. Chyba nie ma rodzica, u którego fakt posiadania dzieci nie generuje licznych obaw i dodatkowego napięcia. Kiedy dzieci te mierzą się z różnego rodzaju wyzwaniami, wprowadzającymi w życie rodziny mnóstwo niepewności, jego rola staje się szczególnie znacząca, a stresujące sytuacje występują statystycznie częściej, niż u rodzin, które takich trudności nie mają. Stres nie jest niczym złym. Pełni on wiele istotnych funkcji w naszym życiu. Kluczowe jednak jest to, jak długo trwa i co z nim robimy, czy mamy przepis na to, jak sobie z nim radzić i możliwość, aby ten przepis wcielić w życie oraz to, czy w naszym życiu pojawiają się też okresy, w których jest go mniej.
Odczuwanie różnego rodzaju dyskomfortu
Dyskomfort ten obserwujemy na wielu płaszczyznach- fizycznej, poznawczej, emocjonalnej, społecznej. Sportowcy eksploatują swoje ciało podczas zawodów i codziennych treningów, opiekunowie troszcząc się o zaspokojenie potrzeb osób, pozostających pod ich opieką. Zarówno jedni, jak i drudzy, często przekraczają granicę własnych możliwości, co nie pozostaje obojętne dla ich zdrowia i codziennego funkcjonowania. Powiedzenie, że sport to zdrowie, ma swoje uzasadnienie, dopóki nie zaczyna się uprawiać go zawodowo lub na poziomie do zawodowstwa aspirującym. Podobnie w przypadku rodziców, dla których opieka nad dziećmi, czy dorosłymi osobami z niepełnosprawnością, staje się nieodłącznym elementem życia, wypełniającym wielokrotnie więcej czasu niż praca zawodowa i nie mniej eksploatującym.
Bycie sportowcem i rodzicem OzN wiąże się z nieustanną koniecznością skupienia, podejmowania decyzji, rozwiązywania problemów, pozostawania w ciągłej gotowości, wychodzenia z własnej strefy komfortu. Zarówno jedni, jak i drudzy, mierzą się także z frustracją, złością, poczuciem porażki i licznymi rozczarowaniami. Sportowcy tworzą drugą rodzinę wokół ekipy trenerskiej, kolegów z drużyny (w sportach zespołowych) i całego sztabu ludzi, czuwających nad ich kondycją i szeroko pojętym dobrostanem. Rodzice OzN wokół lekarzy, specjalistów, czy terapeutów zajmujących się ich dziećmi, często spędzając z nimi więcej czasu niż z własną rodziną, czy przyjaciółmi.
Kwestie tożsamościowe
Zawodowe uprawianie sportu oraz towarzyszenie bliskim osobom z niepełnosprawnością, determinuje także sposób definiowania siebie, postrzegania własnej tożsamości. Wypełnianie codziennych obowiązków związanych z daną rolą wpływa na wiele aspektów życia, czasem zawężając je wyłącznie do aktywności z nią związanych, do licznych zadań do wykonania, do planu, który sobie założyliśmy. Budujemy własną tożsamość wokół tego, czym się zajmujemy, często nie widząc nic poza tym. Przez pryzmat pełnionej roli nadajemy sobie samym znaczenie i wartość. Determinuje ona to, co o sobie myślimy oraz to, kim jesteśmy we własnych oczach.
Presja społeczna
Zarówno rodzice OzN, jak i zawodowi sportowcy są poddani także presji społecznej. Presja ta dotyczy sposobu wywiązywania się z obowiązków i oczekiwań związanych z pełnioną przez nich rolą oraz założeniem, że skoro (w jakiejś części) ich funkcjonowanie jest finansowane przez państwo, to ogół ma prawo rozliczać ich z tego, w jaki sposób owe role pełnią i czy wywiązują się z nich tak, jak należy. Pozostając przy kwestiach finansowych- jeżeli jakaś dyscyplina jest finansowana, sportowiec ma możliwość, aby ją uprawiać, jeżeli nie, musi zaangażować się w pozyskanie funduszy na ten cel. Podobnie w naszym przypadku. Kiedy dzieci mają środki na leczenie, rehabilitację, sprzęt medyczny, możemy zapewnić im to, co najlepsze. Jeżeli nie… Wiadomo.
Sky is the limit
Współczesny świat próbuje nam narzucić przekonanie, że wszystko jest kwestią determinacji, motywacji, chęci. Przekonuje, że “jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz”, że “chcieć to móc”. Ciężka praca sportowców ma doprowadzić ich na szczyt, a rodziców OzN na szczyt możliwości rozwojowych ich dzieci. Każdy zdobywa inną górę, ale w podobnym mozole i trudzie. Takie podejście pomija jednak okoliczności sytuacyjne i milion czynników, które determinują ostateczne powodzenie tej wędrówki, a przerzuca całość odpowiedzialności na jednostki, poddawane nieustannej presji na wynik. Pamiętam, jak rozpoczynaliśmy przygodę z Vojtą. Na każdej wizycie terapeutka pytała nas o postępy i “co nowego umie”. Zaznaczę, że wizyty były raz w tygodniu.
Mit bohatera
Sportowcy i rodzice OzN postrzegani są często jak superbohaterowie, osiągający coś, na co nie stać zwykłego śmiertelnika. Nie zliczę ile razy sama słyszałam, że ktoś mnie podziwia, że sam “nie dałby rady”, że jestem silna, dzielna i wspaniała. Ekspertka do zadań specjalnych, a często też niemożliwych. To taka mieszanka dziwów i podziwów. I z jednej strony, jest to lekkie niedowierzanie, ile rzeczy da się zrobić, załatwić, zabezpieczyć, a z drugiej społeczne oczekiwanie, że tak właśnie będzie, bo od pomocy systemowej za wiele wymagać nie można, a dziecko zaopiekowane być musi. Także, tak…
Dążenie do perfekcji
Zarówno sportowcy, jak i rodzice OzN chcą być w swojej roli najlepsi. U tych pierwszych przynajmniej jest to oficjalny konkurs, świadoma rywalizacja, u nas, coś, co przeważnie sami sobie narzucamy, o czym często otwarcie nie mówimy. I, choć nie dzielimy się tym z otoczeniem, w głowie nieustannie kręci się karuzela pytań. Mamy milion wątpliwości dotyczących tego, czy robimy wszystko dobrze, czy wkładamy w to dość zaangażowania, i czy to wystarczy. Do czego? Do tego, aby nasze dziecko potrafiło…, nauczyło się…, zrozumiało… Warto sobie uświadomić, że czasem to się dzieje, a czasem nie. I to niezależnie od naszego zaangażowania. Choć nie jesteśmy zawodowymi sportowcami, każdy z nas przynajmniej raz, w odniesieniu do własnych działań, użył słowa “walka”. A wrogów mamy mnóstwo. Walczymy z czasem, z systemem, z własnymi słabościami.
Coraz więcej osób wyznacza sobie niemożliwe do osiągnięcia standardy, zarówno w życiu prywatnym, jak i zawodowym, a w konsekwencji nie wytrzymuje napięć i obciążeń z nimi związanych. Nie od dziś wiadomo, że na sportowy sukces składa się także regeneracja, niezbędna do podnoszenia poprzeczek i rozwoju własnego potencjału. Czy jako rodzice OzN, testujący codziennie własne możliwości, potrafimy o tę regenerację zadbać? Mam wrażenie, że w wielu przypadkach, jeżeli już zwracamy uwagę na własne samopoczucie, to traktujemy swoje zasoby, jako mechanizm do zaspokajania potrzeb naszych podopiecznych. Wiemy, że musimy o siebie dbać, żeby jak najdłużej służyć naszym bliskim. Daria Abramowicz trafnie zauważa, że “dobrostan staje się narzędziem do osiągania naszych celów” i dodaje: ”Zawsze bardzo zachęcam, żeby nie pozostał on tylko narzędziem, ale również równoległym celem”.
W dalszej części artykułu, padają również takie słowa: “Nie da się zostać mistrzem w jakiejkolwiek dyscyplinie, tyrając ślepo szesnaście godzin na dobę i nie dbając o siebie w innych obszarach, a przez pozostałych osiem, myśląc o tym, co będziemy robić przez następne szesnaście. Ale nie sa się też żyć dobrze, nie uznając, że czasem bywa niewygodnie, a osiąganie celów wymaga poświęcenia i wysiłku. Dyskomfort nie oznacza, że miejsce, w którym się znajdujemy jest bezwzględnie złe”.
Wiem, że wielu z nas na początku zmusza się do robienia różnych rzeczy. Uczy się jak zbudować swoje życie na nowo, w obliczu tego, co nas spotkało. Z czasem pewne rzeczy stają się łatwiejsze, inne wręcz przeciwnie, z pewnymi rzeczami łatwiej jest nam się pogodzić, z innymi wymaga to więcej czasu lub nie następuje wcale. Życie łatwiej jest znosić, kiedy przyjmuje się perspektywę, że to, co się robi jest tym, co rzeczywiście chce się robić, że wynika to z nas, a nie z tego, co zostało nam narzucone. W przeciwieństwie do sportowców, nikt z nas nie zadecydował o tym, jakie życie przypadnie mu w udziale, ale już to, co z tym życiem zrobi może stać się jego decyzją. I warto, by tak się stało.
Wiem, że pomiędzy rodzicami OzN, a zawodowymi sportowcami występuje mnóstwo różnic. W ogóle tego nie kwestionuje! Zestawienie tych dwóch biegunów obok siebie, było pomysłem co najmniej szalonym, ale w moim odczuciu całkiem ciekawym. Nie sądziłam bowiem, że odnajdę pomiędzy nami tyle punktów styku. Czymś, co najbardziej rzuca mi się w oczy, i zasmuca jednocześnie, jest fakt, że my, w przeciwieństwie do zawodowych sportowców, za nasze osiągnięcia nie dostaniemy żadnego medalu, a czasem, choć staramy się ze wszystkich sił, również tych osiągnięć jesteśmy pozbawieni. Wynagrodzenie za robotę także zupełnie inne, ale na szczęście, nie wszystko w życiu można zmonetyzować.
Niesamowicie poruszył mnie wpis Weroniki Lasek, znanej z profilu Cała Naprzód. Pozwólcie, że zacytuję, co napisała: “Nie lubię używać słowa poświęcenie i bardzo mnie irytują teksty „Pani to się poświęciła”. Sprostuję i wyjaśnię- JA SIĘ NIE POŚWIĘCIŁAM ja się ZAANGAŻOWAŁAM. Zaangażowałam w życie jakie zostało mi dane. To zaangażowanie wystawia jednak rachunek, chociaż z odroczonym terminem płatności.”. Często wracam w głowie do tych słów. Bardzo się z nimi utożsamiam, a jednocześnie, w miarę upływu czasu, przekonuję się, że to zaangażowanie ma różne stopnie, różne odcienie i nie zawsze jest na tym samym poziomie. I to jest okej.
Jak pisze Daria Abramowicz: “Jeżeli nie masz zatankowanego paliwa w czterech głównych zbiornikach- poznawczym, emocjonalnym, fizycznym i społecznym- nie będziesz w stanie osiągnąć tego, czego pragniesz (…). To paliwo umożliwia ci wchodzenie w strefę dyskomfortu i przetrwanie w niej. Zasila cię tu i teraz, ale też na przyszłość- i w tym sensie jest fundamentem”.
Jeżeli chcemy dalej podróżować, warto czasem zajechać na stację.