emocje

Jakie są korzyści z niepełnosprawności Twojego dziecka?

Czy zastanawialiście się, jakie są korzyści z niepełnosprawności Waszego dziecka? Czy tak abstrakcyjna myśl kiedykolwiek przyszła Wam do głowy?

Mi tak. I samą mnie to zaskoczyło. Nie pamiętam, kiedy pomyślałam tak po raz pierwszy. Rozważając posiadanie dziecka, zawsze bardzo przerażał mnie aspekt związany z jego wychowaniem. W świecie, w którym jest tyle zmian i niepewności, tyle dylematów i tyle skrajności, uniemożliwiających znalezienie jakiegoś “złotego środka”, wydawało mi się to niemożliwym wręcz zadaniem. Rosnąca świadomość społeczna, rozumienie wpływu doświadczeń z dzieciństwa na dalsze życie, podkreślana na każdym kroku ciążąca na rodzicach ogromna odpowiedzialność za kształtowanie swoich pociech, wzbudzała we mnie autentyczny strach przed zrobieniem czegoś źle. Mając wiele do zarzucenia własnym rodzicom, nie chciałam, aby moje dziecko, kiedyś przedstawiło mi swoją listę skarg i zażaleń. Roiłam sobie, że powinnam być tym idealnym, książkowym rodzicem, tworzącym dziecku bajkowy świat, generującym tylko i wyłącznie dobre wspomnienia i ciepłe skojarzenia, jednocześnie nieustannie zadając sobie pytanie o to, czy będę w stanie sprostać tej wizji. Często odpowiedź brzmiała: nie (z licznymi wykrzyknikami). Tymczasem, los zadecydował za mnie, i okazało się, że wychodząc mi na przeciw, moje dziecko nie wymaga wychowania. Nie muszę przekazywać mu wartości, być dla niego wzorem, przykładem. Nie muszę tłumaczyć mu świata, odpowiadać na trudne pytania, rozwiewać wątpliwości. Nie muszę martwić się jego kłótniami z rówieśnikami, wyborem szkoły, zawodu, decyzjami życiowymi. Wystarczy zapewnienie mu miłości, bliskości, poczucia bezpieczeństwa i zaspokojenia podstawowych potrzeb. Muszę tylko być (albo aż).

Wiedząc, że nie będzie miało życia jak z podręcznika, nie muszę się tym podręcznikiem kierować, co paradoksalnie daje pewien rodzaj wolności. Nikt nie daje nieproszonych rad, bo sam nie wie, jak zachowałby się w różnych sytuacjach. Zaskakująco mało osób chce się wtrącać w życie, kiedy nie pasuje ono do standardowego scenariusza. Nie ogranicza nas żaden “doskonały świat”, nie rywalizujemy z pozostałymi członkami rodziny o to, czyje dziecko jest bardziej uzdolnione i lepiej wypada w tym niepisanym konkursie na “najlepszego… (dopisz swoje)”. Nikt nie porównuje go z resztą, bo od reszty dzieli go przepaść. Jak zauważa Deidre Feather w książce Andrew Salomona “Far from the tree: parents, children and the search for identity: “Wszyscy moi znajomi uważali, że ich dzieci są idealne, a potem musieli się godzić z ich ograniczeniami. Moje dziecko wszyscy od początku uznali za koszmarną porażkę, więc nasza podróż polega na wyszukiwaniu w niej tego, co niesamowite. Od początku zdawałam sobie sprawę, że nie jest doskonała, więc teraz zaskakują mnie jedynie przyjemne niespodzianki”. 

Rodzicielstwo dziecka z niepełnosprawnością uczy doceniania małych rzeczy, drobnych spraw. Uwrażliwia. Rozwija empatię i wyczulenie na potrzeby drugiego człowieka oraz tolerancję na różnorodność. Uświadamia, że nie wszystko jest czarne albo białe. Poszerza horyzonty, ukazując większą złożoność otaczającej nas rzeczywistości. Pokazuje siłę i znaczenie bezwarunkowej miłości. Zmusza do przewartościowania dotychczasowego życia. Nadaje mu kierunek, czasem tak różny od tego, który zakładaliśmy. Ubogaca. Wbrew pozorom, ma także potencjał do budowania wewnętrznej siły, umiejętności radzenia sobie z różnymi trudnościami, nie tylko tymi związanymi z niepełnosprawnością. Kształtuje wytrwałość. Uczy nas obcować z własnym bólem i trudnymi emocjami. W szczerości. W prawdzie. Bez przymusu udawania przed nikim, że w naszym życiu zawsze wszystko się układa. Daje nam mapę, dzięki której nawigujemy siebie w dyskomforcie, nie brnąc przez niego na oślep, lecz znajdując własną drogę przez i pośród doświadczanych trudności. Przyzwyczaja do znoszenia niepewności, a jednocześnie uczy właściwie oceniać sytuacje i własny potencjał. Dzięki niemu jesteśmy zmuszeni “stawić się do życia”. 

Dzięki niepełnosprawności mojego syna, odkryłam własną drogę. Pytanie “dlaczego ja?”, zamieniłam na “i co teraz?”, “co dalej?”, z ciekawością patrząc w przyszłość, kiedy już jej istnienie zaczęło być dla mnie realne, kiedy zrozumiałam, że wcale nie skończył się mój świat. Bardzo fascynuje mnie to, że nawet w najtrudniejszych chwilach, zawsze istnieje jakiś fragment rzeczywistości, w którym możemy zachować swoją sprawczość, podejmować decyzje. Fascynuje mnie wybór. Świadome postanowienie o tym, jak postrzegamy sytuacje, które nas spotykają, co z nimi robimy. Czy popychamy siebie w kierunku życia. Nie sposób po raz kolejny nie zacytować mojej ukochanej Edith Eger, która pisze, że: “Nigdy nie wiemy co jest przed nami. Nadzieja nie jest białą farbą, którą maskujemy cierpienie. To inwestycja w ciekawość, uświadomienie sobie, że jeśli teraz się poddamy, nigdy się nie dowiemy, co zdarzy się później. (…) Jeśli uznamy, że coś jest beznadziejne lub niemożliwe, takie właśnie będzie. Jeśli wybierzemy działanie, kto wie, co może się zdarzyć? Nadzieja jest ciekawością. Gotowością, by podtrzymywać w sobie płomień i rozświetlać jego blaskiem najczarniejsze miejsca i momenty życia. Nadzieja jest najodważniejszym aktem wyobraźni, jaki znam”.

Jakoś tak w życiu jest, że kiedy zatrzaskują nam się przed nosem jedne drzwi, zaraz obok otwierają się kolejne. Problem polega jednak na tym, że tak często patrzymy na te, które wciąż są zamknięte. Nie dostrzegamy innej drogi. Zaskakująco często jest tak, że choć życie podstawia nam nogę, za jakiś czas podsadza nas wyżej, skąd widzimy szerszą perspektywę. W psychologii nazywamy to PTG, czyli wzrostem postraumatycznym, który ma miejsce wtedy, kiedy rozwój osobisty i pozytywna transformacja następują na skutek doświadczanych trudności. Życie nie lubi słów “zawsze” i “nigdy”, ale zawsze (!) jest ono tajemnicą i nigdy (!) nie jest tak, że zawsze (!) jest dobrze/ zawsze (!) jest źle. Coś, co wydaje się końcem świata, zaskakująco często staje się nowym początkiem, nawet jeśli teraz nie potrafimy tego zaakceptować, czy dostrzec.

2 komentarze

  • Agnieszka Biernacka

    Bardzo trafne spostrzeżenia. Sama często łapię się na myśleniu, że pewnie nie byłabym dzisiaj tu, gdzie jestem, gdyby nie wszystkie okoliczności rodzinne temu sprzyjające.
    Cieszmy się każdą chwilą, bo one są ulotne.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *