Muszę Wam powiedzieć, że jestem wzruszona Waszym odbiorem wpisu ze świątecznymi życzeniami. Dziękuję za wszystkie refleksje, którymi się podzieliliście. Fakt, że w jakiś sposób Was dotknął, świadczy tylko o tym, że to, co napisałam, jest Wam bliskie, że leży Wam na sercu, że w moich słowach odnajdujecie coś swojego, jakieś osobiste znaczenie i sens. Być może coś za czym tęsknicie, czego pragniecie, do czego chcielibyście zmierzać, o co się starać. Im więcej ludzi poznaje, im więcej z Was dzieli się ze mną swoimi historiami i przemyśleniami, tym częściej przekonuję się, że na czysto ludzkim poziomie wszyscy jesteśmy tacy sami. Choć każdy z nas mierzy się z innymi wyzwaniami, ma inne zasoby i możliwości, to gdzieś w głębi serca cieszą nas te same rzeczy i także tych samych się obawiamy. To stanowi ogromną siłę. Potencjał mogący zespolić nas ze sobą na głębokim, osobistym poziomie, jeśli tylko znajdziemy w sobie gotowość na to, by dzielić się własnymi przeżyciami, by otworzyć się na siebie nawzajem. Kiedy to się udaje, dzieje się magia, a ja mam ogromny przywilej, żeby tego doświadczać.
Refleksja jest podstawą do zmian. Fundamentem działania. Zalążkiem ewolucji. Wraz z nią może pojawić się chęć, a zaraz potem decyzja, że “chcę po nowemu”, “wybieram inaczej”. Żeby coś zmienić, trzeba sobie bowiem uświadomić co jest nie tak. Dojść do wniosku, że mam coś, czego wcale nie chcę, albo nie mam tego, czego akurat bym chciała. Przechadzając się ulicami Łodzi, natknęłam się na neon z napisem “Każdy z nas chce jakoś nie żyć”, będący cytatem ze sztuki “Między nami dobrze jest”, napisanej przez Dorotę Masłowską. To prawda. “Każdy z nas chce jakoś nie żyć”, narzekamy na wiele rzeczy, z wieloma się nie zgadzamy, ale czy wiemy jak żyć byśmy chcieli? Oto jest pytanie.

Sądząc po Waszych wiadomościach, można wysnuć wniosek, że tak, co wcale nie oznacza, że teraz będzie już z górki. Choć świadomość jest kluczem, niezbędne jest połączenie jej z czynami. Z aktywną obroną własnych interesów, z byciem przy sobie, ze stawaniem po swojej stronie, z działaniem na swoją rzecz. To tutaj często zaczynają się schody, czasem strome i kręte. Nie oznacza to bynajmniej, że nie warto po nich iść. Z każdym kolejnym stopniem, oddalamy się bowiem od tego, co nam nie służy, zbliżając do miejsca, w którym chcielibyśmy być, a nie tylko okazjonalnie bywać lub obserwować je z oddali.
Droga ta wymaga determinacji, nie poddawania się w obliczu przeciwności, uzgodnienia z sobą samym, że chcę i że warto. Zdobywanie kolejnych stopni, nie oznacza, że już zawsze będziemy widzieć świat z danej wysokości. Choćbyśmy nie wiem jak zaklinali rzeczywistość, ten proces nie jest liniowy. Jedne etapy będą przychodzić nam z łatwością, a inne blokować dalszą wędrówkę. Łatwo chodzi się utartymi szlakami, które prowadzą w znane miejsca, nawet jeśli wcale nie chcielibyśmy w tych miejscach być. Choć wydaje się to kontrintuicyjne, czujemy się wtedy bezpiecznie, przewidywalnie. Odtwarzamy ten sam, oczywisty dla nas scenariusz, który moglibyśmy wyrecytować w nocy o północy, zbudzeni z głębokiego snu. Scenariusz, nad którym wcale nie musimy się zastanawiać, którego nie musimy analizować, który “dzieje się sam”. Warto zdać sobie jednak sprawę z tego, że zawsze, obok tych utartych szlaków, są także inne, mniej uczęszczane drogi, które mogą nas zaprowadzić w miejsca nieodkryte, nie tak oczywiste, będące dotąd poza naszym zasięgiem. Miejsca te często obfitują w piękne widoki, ale aby je dostrzec, musimy najpierw się tam przedrzeć, wykarczować krzaki, wyplewić chwasty. Droga tam jest trudniejsza, a przez to mniej kusząca. Kiedy jednak zdecydujemy się nią pójść, otwiera się przed nami nowa perspektywa, której wcześniej nie dostrzegaliśmy, zbyt zajęci realizacją poprzedniego scenariusza. Scenariusza, który często, (zbyt często) nawet nie został przez nas napisany.
Jak Wam minęły święta?
Czy mieliście w sobie odwagę, żeby wyjść poza to, co znane?
Co zrobiliście w tym czasie dla siebie?
Czy było coś, co chcielibyście zapamiętać?
Coś, co Was zachwyciło, ucieszyło, urzekło, wzruszyło?
Dla mnie ten czas był czasem odpoczynku, nicnierobienia, do którego zupełnie nie jestem przyzwyczajona, i które do tej pory uważałam za niemożliwe. A jednak, Moi Drodzy! Tak się da. Da się. I mało tego, jest to całkiem przyjemny stan. Bez presji. Bez gonitwy. Bez planów. A więc i bez frustracji, że coś idzie nie tak. Jest to dla mnie ogromne odkrycie minionych dni. Wniosło niespodziewaną lekkość i przestrzeń na spotkanie z samą sobą. Czuję wdzięczność za popołudniowe spanko, słońce, dobre jedzonko, kwiaty na drzewach i wszystkich ludzi wokół, którzy pozwolili mi poczuć w sercu przyjemne ciepełko. Chcę częściej tam bywać i dawać sobie na to przyzwolenie. Bez poczucia winy. Bez obawy, że coś mnie omija, że coś tracę, bo mogłabym w tym momencie robić to i to i to. Zaprawdę powiadam Wam i sobie- dużo więcej się zyskuje. Sami spróbujcie i dajcie znać!
Najlepsze rzeczy w życiu są za darmo.
Polecam- Edyta Skolasińska.