W maju czytałam książki o macierzyństwie, a raczej jego nietypowym przebiegu. O kobietach opuszczających swoje dzieci. O różnicy w społecznym odbiorze tego zjawiska, kiedy dotyczy ono matek i ojców. Nikt bowiem nie dziwi się, że mężczyzna opuszcza rodzinę. Co innego, kiedy robi to kobieta. A przecież przyczyny takiej decyzji mogą być bardzo podobne w obu tych przypadkach. Zajmowała mnie także tematyka żałoby po stracie najważniejszych dla siebie osób, w tym dzieci, a także towarzyszenia im w tym procesie. Przeczytałam również książki na temat miłości do siebie, budowania poczucia własnej wartości i odporności psychicznej. Łapcie majowe polecajki!

Książka o miłości. Do siebie, innych ludzi i świata. Sięgnęłam po nią z ciekawości. Skuszona polecajkami i promowaniem jej przez liczne osoby, które śledzę w mediach społecznościowych. Wszyscy, którzy cenią sobie działalność Filipa, nie będą zawiedzeni. Nawet nie znając autora, bez problemu można odgadnąć kto nim jest, ze względu na specyficzny język, zabawy słowem, neologizmy. Jestem fanką słów. Przywiązuję do nich dużą wagę. O ile jednak w krótkim przekazie na instagramie, sprawiają one wrażenie błyskotliwych, inteligentnych i dowcipnych, o tyle w dłuższej formie, stają się męczące. Czytając czułam przesyt, przekombinowanie, przesadzenie, silenie się na oryginalność i polot. Pare fragmentów, owszem, zakreśliłam, ale nie było ich wiele, jak na książkę o takiej objętości. Mam też wrażenie, że zawartą treść można by zmieścić w jednym rozdziale, a wszystko obraca się wokół jednych i tych samych wątków, odgrzewanych za pomocą innych słów. Ogólnie, spodziewałam się czegoś więcej.

Maj jest dla mnie miesiącem mam, a że tematyka macierzyństwa jest mi bliska, naturalnie powiało mnie w tą stronę. Książka niełatwa, podejmująca temat mało popularny, zamiatany pod dywan, wstydliwy. To prowokacyjny esej, w którym hiszpańska dziennikarka i felietonistka przygląda się zjawisku, stanowiącemu ogromne tabu i wzbudzającemu niemałe emocje: matkom porzucającym swoje dzieci. Autorka analizuje losy zarówno historycznych, jak i fikcyjnych postaci. Znajdziemy tu więc np. Annę Kareninę, a obok niej Marię Montessori. Begoña Gómez Urzaiz nie ocenia swoich bohaterek. Pyta, docieka, próbuje zrozumieć ich motywacje, wyzbywa się jednak pochopnych i łatwych sądów oraz moralizowania. Przygląda się osobistym pragnieniom kobiet, które często pozostają w sprzeczności z oczekiwaniami, nakładanymi na nie społeczeństwo. Jej eseje to połączenie reportażu, analizy kulturowej i osobistych refleksji, dzięki czemu przekaz jest jednocześnie osobisty i uniwersalny.

Kolejna książka podejmująca tematykę kobiet, które porzucają swoje dzieci. Tym razem w formie poruszającego reportażu, który zaprasza do głębokiego zrozumienia decyzji, będących pozornie nie do pojęcia. Narracja prowadzona z dwóch perspektyw- kobiet oraz osób, które opuszczają (dzieci, mężów, partnerów, dziadków) pozwala zaobserwować wszystkie konsekwencje tego zjawiska. To więcej niż indywidualne historie. To historie całych rodzin, systemu wsparcia, kulturowej presji. Autorka przełamuje tabu. Ukazuje, że życie rodzinne nie jest czarno-białe, a składa się z licznych niuansów, które czasem decydują o najbardziej istotnych kwestiach. Pokazuje także różnice pomiędzy społecznym odbiorem takich samych zachowań u kobiet i mężczyzn. Burzy stereotypy, otwiera rozmowy i wyciąga z cienia historie ukrywane przez społeczny lęk.

Książka ta zachwyciła mnie językiem, stylem i pierwszoosobową narracją. To historia Wioletty, wdowy po grabarzu, kobiety naznaczonej traumą i doświadczeniem życia na marginesie. Jej wypowiedź jest szorstka, nie koloryzowana, pełna czarnego humoru, gry słów, ironii i kolokwializmów. Autorka wciąż balansuje między tragizmem a komizmem, ukazując złożoność życia i licznych sprzeczności, które mają w nim miejsce. Główna postać jest przedstawiona jako osoba odważna i niepokorna, dla której nic nie stanowi tabu- ani śmierć, ani przemoc, ani seksualność kobiet po sześćdziesiątce. Wymyka się stereotypom. Nie dąży do akceptacji innych, jest niełatwą do polubienia narratorką własnej tragedii. Książka też raczej nie głaszcze, lecz potrząsa, ale mimo wszystko jest o życiu, o przetrwaniu i odzyskiwaniu głosu, który był tłumiony przez lata, a którego teraz nie sposób nie wysłuchać.

Przepiękna książka podejmująca temat żałoby po zmarłym nagle mężu. Poruszający, autobiograficzny esej, napisany aby poradzić sobie ze stratą i wydarzeniami, które choć nierealne, są jednocześnie boleśnie prawdziwe. Czytając tę książkę, miałam wrażenie, że towarzysze autorce w intymnym procesie, przyglądam się szczegółom z jej życia, które skrupulatnie próbuje zachować w pamięci, aby nawiązać łączność z tym, co jednocześnie musi porzucić. Z przeszłością. Ze wszystkim tym, co było i już nigdy nie będzie miało miejsca. Obcując z tą pozycją, ma się wrażenie, że bardziej się jej słucha niż czyta. Że przeżywa się emocje kogoś, kto próbuje nie zwariować w ekstremalnie trudnej sytuacji, udawać, że można odwrócić bieg historii, że jeśli zachowa buty zmarłego, to przecież on po nie kiedyś wróci. Didion pokazuje, jak długo potrafimy funkcjonować w tym zawieszeniu i jak trudno z niego wyjść. Jak można rozgościć się w tym stanie “pomiędzy”, kiedy nie ma już tego, co stare, ale nie ma też zgody na nowe.

Druga książka Marty Iwanowskiej-Polkowskiej. Poradnik poświęcony rezyliencji, który powstał w odpowiedzi na kryzys życiowy autorki. Opisuje ona swoją historię choroby onkologicznej. Zatrzymania i akceptacji własnej słabości. Ukazuje, że życie nie jest nam dane raz na zawsze, o czym czasem przekonujemy się nieoczekiwanie i boleśnie. Jednocześnie jednak, mamy wpływ na to, jak zaopiekujemy się sobą w tej sytuacji i czego dzięki niej się nauczymy. Jest to książka o towarzyszeniu sobie w cierpieniu i próbach wychodzenia z niego do świata, odbudowie siebie po kryzysie. Nie zawiera nieproszonych rad, zaprasza do wsłuchiwania się w siebie, wyrozumiałości, czułości, łagodności. To nie książka o tym, jak się „pozbierać”, ale o tym, jak nie udawać, że się nie rozsypało.

Książka, która zostanie we mnie na długo, a może i na zawsze. Poruszający tekst, w którym autor towarzyszy ojcu umierającemu na raka trzustki. Książka opisuje chorobę w jej najczystszej formie, to jak wciąga ona kolejne osoby, uczestniczące w czyimś cierpieniu. Ukazuje “zwykłą” codzienność, pełną rozpaczy, wściekłości, bezsilności. Jednocześnie jest to także narracja o braku opieki zdrowotnej, nieudolności służby zdrowia i Kościoła. Wiodącym wątkiem jest temat eutanazji, który zabezpieczyłby osoby odchodzące w cierpieniu i wszystkich, którzy w tym cierpieniu bezradnie im towarzyszą. To krzyk o prawo do godnej śmierci, którego nie są pozbawione nawet zwierzęta. To książka pełna skrajnych emocji, które wszystkie są uzasadnione, z którymi czytelnik bardzo łatwo się identyfikuje. Książka ma też ciekawą formę. To literacki eksperyment łączący dokument, pamiętnik i dramat.

Książka, której poświęciłam osobny wpis, bo bardzo na to zasługiwała:
https://bezinstrukcji.pl/krwinki-opowiesc-o-stracie-i-nadziei/