Utrata kontroli, cz. 1
Lubię mieć poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji. Myślę, że to naturalna ludzka potrzeba. Nie lubię niespodzianek i poczucia, że nie mam wpływu na bieg wydarzeń.
Współczesny świat sprzyja planowaniu i monitorowaniu wielu aspektów naszego życia. Aplikacje zarządzają naszym czasem i finansami, nowoczesne technologie personalizują wszystko pod kątem indywidualnych preferencji, algorytmy ułatwiają wybór treści w oparciu o nasze zainteresowania, smartwatche monitorują aktywność fizyczną, dostęp do treści z całego świata znajduje się w naszej kieszeni, w urządzeniu wielkości kalkulatora (czy ktoś jeszcze pamięta co to jest?).
Wszystko to ma nam dać złudne poczucie bezpieczeństwa i panowania nad sytuacją, a zawiera się w jednym, prostym słowie- KONTROLA.
Według słownika języka polskiego kontrola to nadzór nad kimś lub nad czymś, sprawdzanie czegoś, zestawianie stanu faktycznego ze stanem wymaganym. A stany wymagane są czasem… ojj…
Tak było też z nami, rodzicami OzN. Była wizja, były nadzieje, był plan… Życie miało jednak inny, którego z nami nie konsultowało. Nie pozostawiło też żadnej instrukcji, jak go zrealizować. I odtąd zaczęła się droga bez mapy, bez scenariusza, bez taktyki i jasnej wizji tego, dokąd zmierzamy.
Chęć kontroli zaprasza nas do nieustannej mobilizacji, do pozostawania w trybie gotowości. Wciąż oczekujemy, że coś się wydarzy i czujemy się zobowiązani, by natychmiast na to zareagować. Jesteśmy ciągle “na dyżurze”, w nieustannej czujności. Odpuszczenie kontroli wzmaga lęk, który w przypadku rodziców OzN i tak jest na bardzo wysokim poziomie. Poświęcamy więc mnóstwo czasu i energii na próby zapanowania nad sytuacjami, nad którymi zapanować się nie da, co często prowadzi do frustracji i wypalenia.
Kiedy rozmawiam z wieloma rodzicami OzN, większość z nich podkreśla, że jedną z najtrudniejszych rzeczy w rodzicielstwie jest dla nich utrata kontroli i poczucia wpływu. Świadomość, że nie wszystko od nich zależy, a czasem zależy bardzo niewiele. Świadomość, że nie mogą zmienić swojej sytuacji, ani przewidzieć jej rozwoju.
Jako rodzice OzN wchodzimy w świat, w którym dominuje strach, czasem lęk, brak stabilności, brak odpowiedzi na wiele stawianych przez nas codziennie pytań, bezradność.
Agnieszka Jucewicz we wstępie do książki “Niepewność. Rozmowy o strachu i nadziei” (którą skądinąd bardzo Wam polecam) pisze: “Podobno jedną z najważniejszych umiejętności jest sztuka znoszenia niepewności”. W podobnym duchu wypowiadała się Esther Perel (psychoterapeutka, koncentrującą działalność zawodową wokół badania napięcia między potrzebą bezpieczeństwa a potrzebą wolności w relacjach międzyludzkich) w wywiadzie przeprowadzonym z nią przez Asię Chmurę. Znoszenie niepewności to według niej radzenie sobie ze sprzecznościami, dostrzeganie wszystkiego, co znajduje się pomiędzy czarnym i białym, wszystkich odcieni szarości.
W swojej, poświęconej wyzwaniom związanym z macierzyństwem, książce (pisałam o niej, o tu: https://bezinstrukcji.pl/zaopiekowana-mama/ ) Aleksandra Sileńska, pisze: “Kobiety nadmiernie kontrolujące rzeczywistość bardzo często widzą świat w czarno- białych barwach. Dostrzeżenie tego, co znajduje się pomiędzy tymi dwoma biegunami, wymaga od nich podjęcia dodatkowego wysiłku i chęci zrozumienia siebie. Nie jest to dla nich łatwe zadanie, bo aby zrozumieć siebie, trzeba się zatrzymać. Przestać na chwilę (…) utwierdzać się w tym, że znowu dało się ciała, tylko przyjąć inną perspektywę. Bardziej przyjacielską i wspierającą”. Odnosi się to oczywiście także do mężczyzn.
Wielu z nas może zadać teraz pytanie:
Zatrzymać się?
Ale jak?
Jak się zatrzymać, kiedy życie wzywa?
Kiedy jest tyle spraw do załatwienia “na już”, a jeszcze więcej na potem, kiedy będzie więcej czasu (choć nie będzie). I tym sposobem mija nam dzień za dniem, a życie przelatuje nam przez palce.
I tutaj postawię kropkę i zobowiązanie kontynuacji tego tematu, bo nie da się go zmieścić w jednym poście, a ten już i tak jest za długi 🫣
Cdn…