Spełniam marzenia
Chciałabym się z Wami dziś podzielić jednym ze swoich marzeń, które, jak się okazało, stało się celem i to takim możliwym do realizacji!
Sądziłam, że powiedzie do niego długa droga, tymczasem okazało się, że jeszcze początkiem maja, tylko wspominałam o nim w rozmowie z Olą, a już początkiem czerwca jechałam na rozmowę, która jest początkiem jego realizacji.
Wszystko brzmi tak pięknie, ale są też pewne warunki! Marzenia wymagają od nas uwagi, odwagi, wiary w siebie i poczucia sprawczości. Trzeba odpowiedzieć na tysiąc pytań, które zadaje nasz wewnętrzny krytyk i odeprzeć tysiąc wątpliwości, zasiewanych przez wewnętrznego czarnowidza. Jak pisze Asia Chmura: „marzenia są od tego, żeby je spełniać, a ograniczeniami na drodze do ich realizacji są głównie te wewnętrzne, które tworzy nasza głowa. Te blokady to taki nasz wewnętrzny ochroniarz- ale nie taki odważny i dzielny, tylko cykor, który boi się, że nam nie wyjdzie i będzie bolało. W jakimś sensie to wzruszające, że jest w nas drżący ktoś, kto chce nas chronić. Praca z ograniczającymi nas przekonaniami to w dużej mierze wysłuchanie kogoś, kto się o nas bardzo, ale to bardzo troszczy. Jak sobie z nim radzić? Stopniowo i cierpliwie„.
Na szczęście, jest we mnie również wewnętrzny rzemieślnik, który małymi kroczkami, dłubie drogę do realizacji owych planów, celów i marzeń, dzięki czemu jestem w stanie podążać za tym, co mnie przyciąga, pomimo różnych przeciwności (takich jak fakt, że doba jest wiecznie za krótka, opieka nad dzieckiem mocno absorbująca, braki snu dają się we znaki, ilość obowiązków przytłacza, a jeszcze chciałoby się zrobić mnóstwo rzeczy dla siebie). Ciężko w tym czasem znaleźć złoty środek. Wiem, że każda z nas tak ma.
W chwilach zwątpienia kieruję swoją uwagę na wartości, które są dla mnie najważniejsze, którymi chcę się kierować, które mnie wołają. Jak trafnie podsumowuje Marta Iwanowska- Polkowska: „powołanie bardziej się czuje, niż o nim wie. Czasem jest czymś nieokreślonym, ulotnym, jest jak myśl „tego chcę”, „to jest to”, „tak chcę żyć”, „temu chcę oddać energię”. Ale powołanie może narodzić się też z gniewu i buntu przeciwko temu, jak wygląda nasze życie czy świat wokół nas„. Lepiej bym tego nie ujęła. Jest w nim trochę niezgody i wkurwu, a trochę poczucia misji i chęci zmiany na lepsze tego, co nas uwiera, w czym widzimy pole do działania.
Kierując się istotnymi dla nas wartościami, łatwiej oddawać ową energię, dzielić się nią z innymi, a także dmuchać we własne skrzydła, kiedy ciężko wzbić się w powietrze. Pomimo różnych rzeczy, które ciągną nas w dół, jest bowiem również wiele takich, dzięki którym widzimy w tym wszystkim sens, a ostatecznie cóż może mieć większe znaczenie niż nadawanie owego sensu naszemu życiu?
Dzielę się dziś z Wami kilkoma filmikami, które nagrywałam, aby udokumentować cały ten proces. Chciałam mieć pamiątkę ze swoich starań i próby wyjścia ze strefy komfortu. Jadąc na spotkanie, nagrałam sobie nawet głosówkę ze słowami wsparcia do samej siebie, którą mogłabym później odtworzyć, w razie, gdyby mi nie poszło. Na szczęście nie było takiej konieczności.
Tak, jestem trochę crazy!
https://www.facebook.com/watch/?v=321909197643295&ref=sharing