Jak często myślimy o własnej śmierci?
Jak często o niej rozmawiamy?
Czy w ogóle rozmawiamy?
A jeśli tak, to z jaką spotyka się to reakcją?
Tematy te odkładamy na “kiedyś”, na “odpowiedni czas”. Wpychamy do szuflady. Rozmowy o chorobie, śmierci i o tym, co będzie, „gdy mnie zabraknie”, paraliżują nas strachem i niezręcznością. Nie chcemy zapeszać. Nie chcemy wywoływać wilka z lasu.
Tomasz Stawiszyński w genialnym eseju pt. “Ucieczka od bezradności” pisze, że chcemy wierzyć w “idealną projekcję świata, który mógłby być rzeczywisty, ale nie jest. Świata, w którym nie ma śmierci. Ba, nie ma w ogóle żadnej straty (…). Świata, w którym nie istnieje zjawisko przemijania, bo wszelkie jego znamiona błyskawicznie się usuwa: poleruje się murszejące powierzchnie, każdy przedmiot zastępuje jak najszybciej nowym, chirurgicznie naciąga mięknące i opadające tkanki. To świat, w którym nie ma chorób i starości. (…) To także świat, w którym nie ma trudnych emocji. Nie ma smutku, melancholii, depresji”.
Tego rodzaju postawa oddala nas od tytułowego poczucia bezradności. Nie chcemy widzieć własnych ograniczeń i słabości. Nie chcemy przyjąć do wiadomości, że wszystko, cokolwiek robimy, prowadzi nas nieuchronnie w jedno miejsce. Że nie jesteśmy niezniszczalni. Że nie jesteśmy wieczni. Stwarzamy iluzję, że mamy nad wszystkim kontrolę. Że złe rzeczy spotykają innych, ale nie nas. Że możemy panować nad tym, co przynosi nam życie. Przewidywać przyszłość. Tymczasem, wszechświat ma wobec nas swoje własne plany, niekoniecznie biorąc nasze zdanie pod uwagę. Wypadki, choroby, kataklizmy i inne tragedie zdarzają się każdego dnia. Widzimy je w wiadomościach, słyszymy w radiu, opowiadamy sobie nawzajem. Są daleko i blisko nas. Dlaczego nie miałyby się przydarzyć właśnie nam?
Takich rzeczy nigdy się nie spodziewamy. Nie mieszczą się one w naszym scenariuszu na życie. A jednak się dzieją. I choć mamy nadzieję na najlepsze, to warto przygotować się także na najgorsze. Dmuchać na zimne. Ufać, ale sprawdzać. Temat śmierci napawa nas lękiem. Nie chcemy myśleć o ostatecznościach. E-book „Gdy mnie zabraknie” to publikacja, która bierze ten lęk za rękę i prowadzi przez niego krok po kroku, udowadniając, że porządkowanie swoich spraw to nie zapeszanie losu, ale najczystszy i najbardziej praktyczny wyraz miłości i odpowiedzialności za bliskich. Ta publikacja to nie teoria. To wiedza napisana przez samo życie. Tym, co odróżnia tę książkę od setek suchych, prawniczych poradników, jest jej serce- prawdziwa, rozdzierająca historia Ani Hernik, pomysłodawczyni e-booka, która przez dwa lata mierzyła się z terminalną chorobą męża. Jej współpraca z adwokatką i mediatorką Karoliną Szulc- Nagłowską, zaowocowała publikacją, która obok historii z życia wziętych zawiera przede wszystkim ogrom praktycznej wiedzy, podanej w bardzo przystępny i zrozumiały sposób.
Struktura e-booka jest niezwykle przejrzysta i prowadzi czytelnika przez wszystkie kluczowe obszary, które wymagają uporządkowania. W sposób kompleksowy omawia takie zagadnienia jak: testament i dziedziczenie ustawowe, pełnomocnictwa, kwestie bankowe, polisy ubezpieczeniowe i inne formalności, które powinny być dopilnowane po śmierci. Wiem, jak to brzmi. Ja sama, zanim zapoznałam się z treścią, obawiałam się, czy będę w stanie zrozumieć poruszane tam zagadnienia. Zupełnie bezpodstawnie. Przystępny język publikacji sprawia, że czyta się ją lekko i z zainteresowaniem (nigdy się nie spodziewałam, że “wciągnie” mnie książka dotycząca przepisów prawnych!). Opisuje ona bowiem to, co jest nam bliskie. Czytając z łatwością wyobrażamy sobie własną rodzinę, uświadamiając sobie tym samym, że również możemy znaleźć się w takiej sytuacji. Takiej, lub zupełnie innej. Prędzej, czy później, każdy z nas zmierzy się bowiem ze śmiercią. Swoją lub osób, którymi się otacza.
Właśnie dlatego „Gdy mnie zabraknie” to lektura obowiązkowa. Dla każdego. Bez wyjątku. Niezależnie od sytuacji materialnej, rodzinnej i zdrowotnej. Ta książka to coś więcej niż e-book. To koło ratunkowe. To kompas, który wyznacza nam kierunek, prowadząc po obszarach, które zazwyczaj są nieznane. Mi otworzył oczy. Zachęcił do działania. Czytając, myślałam “aha, więc tak to się załatwia”. Teraz już wiem. A wiedza jest przedsionkiem do zmian. Do zajęcia się sprawami, które do tej pory leżały nieruszone. Czas coś z tym zrobić, i Was też do tego zachęcam.
Aniu, Karolino- dziękuję!
P.S Rodzice i opiekunowie OzN mogą otrzymać publikację bezpłatnie. Wystarczy napisać maila do wydawnictwa. W sprzedaży tylko do końca lipca!