Nie chcę słyszeć tego płaczu…

Mieliśmy ciężką noc. Nie zliczę którą. Ciężki poranek, do którego odliczaliśmy godziny, a jednocześnie chcieliśmy, żeby nigdy nie nastał. Z obawy przed tym, co przyniesie. Czasem nowy dzień zmienia sytuację, a czasem nie zmienia się nic. Jako rodzice dzieci z niepełnosprawnościami często spotykamy się ze słowami uznania, podziwu, zachwytu. Niejednokrotnie słyszymy “ja bym nie dała rady”, “mnie by to przerosło”. A my, tak często, staramy się po prostu przetrwać. Przeczekać. Odliczać ten czas do świtu, do tego, aż leki zaczną działać, aż pojawią się kolejne ręce, które będą w stanie nas na chwilę zmienić, wyręczyć, pomóc, aż pojawi się jakiś nieoczekiwany zwrot akcji, nowy pomysł możliwy do wcielenia w życie. Nowa hipoteza, rodząca szansę na jakieś odpowiedzi. Coś, co przyniesie nadzieję na zmianę. 

Tak często bowiem dochodzimy do ściany. Niebezpiecznie zbliżamy się do granicy własnych możliwości, a potem sukcesywnie ją przesuwamy. Niepostrzeżenie, coś, co kiedyś wydawało nam się niemożliwe, staje się naszym chlebem powszednim, choć tak często mówimy do samych siebie “ja już dłużej nie dam rady”. Funkcjonujemy w nieustannej deprywacji potrzeb. Czasem tych najbardziej podstawowych. Śmieszą nas wszystkie rady ekspertów, zalecania na temat diety, ruchu i odpowiedniej ilości snu. Mamy ochotę zaprosić ich do swojego życia, pokazać jak wygląda nasz świat i zapytać, czy rzeczywiście wszystko jest kwestią organizacji. 

Mówi się, że trzeba mierzyć siły na zamiary, ale my nie mieliśmy na to szans. Nie mogliśmy zastanowić się, czy są one wystarczające, czy sprostamy wszystkiemu, co przygotowało dla nas życie. Nikt nie pytał nas o zdanie. A nawet, gdyby zapytał, wynik tego równania na pewno byłby ujemny, bo to zadanie często przekraczające granice naszych możliwości. I bywa tak, że nie ma już co mierzyć, bo zwyczajnie nie mamy siły. Okazuje się, że można zasnąć w każdych warunkach- w aucie na poboczu, na ławce w parku i przy stoliku w restauracji. Okazuje się, że można zaniedbać wiele spraw, zadowolić się byle czym, obniżyć standardy. Że można funkcjonować na pół gwizdka, w trybie przetrwania.

A, kiedy nie mamy siły, konfrontujemy się z naszymi najgorszymi cechami. W miejsce empatii pojawia się złość. W miejsce troski- obojętność. W miejsce działania- bierność. Przestajemy reagować tak, jak kiedyś, przestajemy tak samo się starać, wkładać w życie tyle samo zaangażowania. Mimo to, ono pozostaje niewzruszone. Nie daje nam forów. Nie obniża poprzeczki. Wciąż stawia te same wymagania. Te same, albo wyższe, bo w naszej sytuacji często z czasem wcale nie jest łatwiej. Trochę się przyzwyczajamy, a trochę wykańczamy. Nasze dzieci wymagają nowych terapii, sprzętów, wniosków, leków. Rozwiązań, o których nie mamy pojęcia, a nikt nam o nich nie powie. I chociaż są coraz większe i starsze, wciąż potrzebują naszej uwagi i troski, często nieadekwatnej do ich wieku. Nasz wiek, za to nieuchronnie się zmienia, choćbyśmy uparcie się temu sprzeciwiali, choćbyśmy próbowali zaklinać czas.

Nasze zasoby się wyczerpują. Zmiejsza się tolerancja na zmęczenie, frustrację, bezradność. Nasze dzieci czegoś od nas chcą, a my coraz częściej nie potrafimy im tego dać. Sygnalizują dyskomfort, na który coraz trudniej nam reagować. Płaczą, a my się wkurzamy, zamiast wyjść im naprzeciw. Bo znowu “coś”, a my tak bardzo chcielibyśmy, żeby przez chwilę nie trzeba było zupełnie nic. Marzymy o chwili świętego spokoju. Nicnierobienia, niemyślenia, nieczucia. I choć wiemy, że mamy do tego prawo, choć zdajemy sobie z tego sprawę, jednocześnie w naszej głowie wciąż i wciąż pojawia się ta sama myśl, mówiąca o tym, że jesteśmy złymi rodzicami.

Powiem Ci coś od siebie. Coś, do czego trudno jest mi się przyznać- wkurza mnie płacz mojego dziecka. Często nie potrafię go znieść, zwłaszcza jeśli trwa pół nocy i cały poranek. Empatia przestaje działać. Dominuje zmęczenie i chęć ucieczki. Dominuje złość. Ten płacz konfrontuje mnie z własną bezradnością, bo przecież zrobiłam wszystko, co przychodziło mi do głowy, a jednak nie zadziałało. Znowu się nie udało, znowu nie potrafię pomóc, choć tak bardzo bym chciała. Jemu i sobie. Jemu- żeby przestał cierpieć, sobie- żebym w końcu mogła pójść spać. Wkurzam się na niego, choć wiem że to nie jego wina. Potem wkurzam się na siebie, że wkurzam się na niego. Bo przecież nie powinnam podnosić głosu, powinnam koić, wspierać, dawać poczucie bezpieczeństwa.

Wszystko to pięknie brzmi w teorii, ale czasem jest bardzo trudne do wcielenia w życie. Choćbyśmy nie wiem, jak się starali, przekraczali granice zmęczenia i własnych możliwości. 

Jeżeli też tak masz, jeżeli myślisz, że coś z Tobą nie tak, przeczytaj mój e-book o wypaleniu. Napisany z myślą o rodzicach takich, jak my. Którzy każdego dnia kochają, pomimo zmęczenia i dają z siebie wszystko, pomimo braku sił. 

Dziś mam dla Ciebie niespodziankę, bo być może masz tak, jak ja. Być może to dzień, w którym chciałoby się zapaść pod ziemię i ukryć w szafie. 

Wpisując w koszyku kod EDYTA obniżasz cenę e-booka do 29 zł! Pobierając e-book i pomagając sobie, pomagasz jednocześnie innym rodzicom, wspierając działalność Fundacji Jesteśmy Ważni.

Pobierz tutaj!

#wypaleniemaznaczenie

wypalenie macierzyńskie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Udostępnij ten post:
Facebook
WhatsApp

Zapisz się na darmowy newsletter

Zobacz również

AdBlock

Zapraszam na kawę!
Ty stawiasz!