“Wszystko, co robię, robię dla dziecka”. 

Jak wiele kobiet mogłoby się podpisać pod tym zdaniem? W jak wielu przypadkach jest ono prawdziwe? Ile historii sprowadza ono do wspólnego mianownika? Jak wiele z nas uważa, że macierzyństwo jest wszystkim, co mamy? Że nas tworzy? Że buduje to, kim jesteśmy? Że nadaje nam znaczenie? Że jest początkiem i końcem wszystkiego? Że dzięki niemu nasze życie ma sens? 

Obserwujemy to na każdym kroku. Na zewnątrz i w sobie. Kiedyś tego nie rozumiałam. Kiedy kobiety z mojego otoczenia zostawały matkami, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, zaczynały mówić już tylko o dzieciach, wokół nich zaczynał kręcić się cały ich świat. Wszystko, co do tej pory budowało ich tożsamość, decydowało o tym, kim były, sukcesywnie gasło, schodziło na dalszy plan. Macierzyństwo stawało się wszystkim, co miały, jedyną rolą, jedyną misją, jedynym działaniem. Nową tożsamością. Granicami “ja”. 

Z czasem, kiedy ich dzieci się usamodzielniały, a część opieki przejmowały kolejne placówki edukacyjno- wychowawcze, stopniowo odzyskiwały one siebie. Wracały do aktywności zawodowej, dawnych pasji, zainteresowań. Przestały wszędzie bywać z dzieckiem, robić rzeczy tylko dla dziecka, kompulsywnie myśleć o jego dobrostanie i bezpieczeństwie. Zaczynały dostrzegać i spełniać także swoje potrzeby i zachcianki. Wszystko to, za czym tęskniły, z czego zrezygnowały, co porzuciły, czego wcześniej nie było można, albo nie wypadało. Stopniowo odzyskiwały swobodę, przestrzeń na niezależność.

A mamy dzieci z niepełnosprawnościami? 

W ich przypadku czas trwania i intensywność opieki nie przebiega według znanego im do tej pory scenariusza. Ich dzieci wolniej osiągają kolejne etapy rozwojowe, a czasem nie osiągają ich wcale. W standardowym macierzyństwie dzieci wymagają największej opieki, zaangażowania i obecności na początku. Nasz “początek” często trwa dłużej, a czasem nigdy się nie kończy. Nasza tożsamość buduje się wokół czynności wspierających, zlewa się z potrzebami dziecka, rozpuszcza opiece. Często rezygnujemy z pracy, z dawnych znajomości, z dotychczasowego życia. Mamy poczucie izolacji i niezrozumienia. Przestajemy żyć w tym samym świecie, mówić tym samym językiem. Jesteśmy postrzegane jako bohaterski, heroski, królowe niemożliwego lub niezauważane, pomijane, zapomniane. Nie potrafimy uczestniczyć w “normalnych” aktywnościach, choć “normalne” życie toczy się wszędzie wokół nas. Żyjemy w przewlekłym stresie, w lęku o przyszłość. Naszą i naszego dziecka. A często tej przyszłości dla siebie nie widzimy. Czujemy, że utknęłyśmy w martwym punkcie. Że nie ma żadnego “potem”. 

Choć wiele matek mówi: „Wszystko, co robię, robię dla dziecka”- dla matek dzieci z niepełnosprawnościami to zdanie nie jest deklaracją, lecz faktem. Dopasowaniem. Podporządkowaniem. Niekończącą się zależnością. Czasem przestaje ono być wyborem. Staje się mechanizmem przetrwania. Misją, w której można się zatracić. Misją, której nie sposób porzucić.

A może wcale nie trzeba? Może nie ma tutaj wyłącznie czarno- białych rozwiązań? Zdań rozpoczynających się od “już nigdy…”, “nie mogę”, “nie wypada”? Może da się połączyć coś, co wydaje się niepołączalne i rozdzielić to, co nierozerwalne? Być może więź łącząca matkę i dziecko z niepełnosprawnością wcale nie musi przypominać obligatoryjnej symbiozy? Być może da się być “taką matką”, a jednocześnie sobą? Być może da się oddzielić jedno od drugiego lub połączyć to w jedną, piękną całość, ze wszystkimi odcieniami tego, czego na co dzień doświadczamy, a co przecież nie jest wyłącznie czarno- białe?

Być może. 

Od jakiegoś czasu testuję to rozwiązanie. Od jakiegoś czasu coraz częściej się sobie przydarzam. Coraz częściej myślę, “o, to ja!” To mi się podoba. Chcę więcej. Tamto kiedyś było spoko, ale już nie jest. A tego chciałabym spróbować. Daję sobie czas. Małymi kroczkami odkrywam siebie na nowo. Tworzę coś, co z dumą nazywam swoim życiem, a nie czymś, co zostało mi narzucone przez chorobę dziecka. Czasem buduję coś z niczego, z milionem różnych przeciwności i przeszkód, czasem “pomimo”, a czasem właśnie “dzięki temu”. Dzięki temu, że jestem “taką” mamą. 

I wiecie co? 

Sama nie wiem, czego jest więcej. “Pomimo”, czy “właśnie dlatego”.

#wypaleniemaznaczenie

Zapisz się na darmowy newsletter

Zobacz również

Drogi Tato…

Drogi Tato Dziecka z Niepełnosprawnością,  czasem życie stawia przed nami trudne wyzwania- takie, których nikt się nie spodziewał, i do

> Czytaj więcej

Odkrycia maja

W maju czytałam książki o macierzyństwie, a raczej jego nietypowym przebiegu. O kobietach opuszczających swoje dzieci. O różnicy w społecznym

> Czytaj więcej