Tragedia w Poznaniu. Dowiaduje się od męża. Mówili w wiadomościach.
Pierwsza myśl (którą zresztą wypowiadam na głos): wcale mnie to nie dziwi.
Druga myśl (której już nie wypowiadam): na jakim my świecie żyjemy, że byłam w stanie pomyśleć coś takiego?
On chyba też. Bo wcale tego nie skomentował.
Dwa dni wcześniej. Na rehabilitacji. Fizjoterapeutka mówi mi, że inna mama (którą zresztą znałam) oddała swoje dziecko do ośrodka.
Pierwsza myśl: nie dziwię się.
Ups, powiedziałam to na głos. Ale zamiast karcącego spojrzenia, dostaję inne. Pełne zrozumienia i empatii, zrodzonej z lat doświadczeń w pracy z najtrudniejszymi przypadkami.
To wydarzenia z jednego tygodnia. A o ilu nie wiem? Siedzę teraz i chciałabym, żeby ktoś mnie uszczypnął. Powiedział, że to tylko przypadki. Wyjątki od reguły. Że to nic, co mogłoby mnie kiedykolwiek dotyczyć. Stanowić wizję mojej własnej przyszłości.
Niestety wiem, że nie. Bo tutaj reguły są zupełnie inne. Inne niż gdzie indziej i inne niż sami byśmy tego chcieli. I dziwią się tylko wszyscy naokoło. Bo Ci, którzy są w tej bańce- wcale nie. Dla nich to pewien logiczny ciąg wydarzeń, w którym bohater powoli zmierza z punktu A do punktu B. Gdyby była to jakaś powieść, z łatwością bylibyśmy w stanie wymyślić zakończenie. Bo nie ma tu żadnych zwrotów akcji. Są tylko czyste konsekwencje wszystkiego tego, co było przed, a co mogłoby się nigdy nie wydarzyć, gdybyśmy przestali mylić procedury urzędowe z realną pomocą, a kontrole ze strony instytucji z prawdziwym wsparciem.
Prawdziwe wsparcie jest bowiem pojęciem znacznie wykraczającym poza przyznawane świadczenia, które tylko uzależniają opiekunów od państwa, pozbawiają ich realnego wpływu na własne życie, a w konsekwencji doprowadzają pod ścianę, gdy okazuje się, że dalej nie ma już nic. Że nic nie są już w stanie nam zagwarantować.
Większość znanych mi rodziców martwi się co będzie z ich dziećmi, kiedy im nie wystarczy już sił. Większość z nich choć raz pomyślała o tym, czego ktoś właśnie dokonał na naszych oczach.
Nie z braku miłości, ale ze strachu o to, co się stanie, kiedy tej miłości zabraknie. Kiedy opieka zostanie zredukowana do instytucjonalnych procedur, tak często pozbawiających podmiotowości, której zresztą on sam również nie miał, nie mogąc decydować o losie swoim i swojego dziecka. Nie mając wyboru. Nie widząc innej możliwości, kiedy przestał dźwigać to, co już od dawna powinno być rozdzielone na wiele par rąk.
Ktoś mógłby się zdziwić: “Jak to? Przecież mieli pomoc!” Pytanie, jak rozumiemy to słowo i czy stanowi ono odpowiedź na realne potrzeby, czy jest tylko pozornym zaopiekowaniem, mającym zabezpieczyć czyjeś tyłki.
Przyglądając się temu od środka, coraz częściej widzę, jak to, co szumnie nazywa się “pomocą” i “opieką” społeczną, w rzeczywistości sprowadza się do kontroli tego, czy ktoś należycie wywiązuje się ze swoich obowiązków. Czy jest wydolny. Czy nie przymiera głodem, czy w domu nie ma przemocy, albo alkohol nie leje się strumieniami. Jeśli nie, to nara. Wszystko w porządku. Dobrze sobie radzą. Wystarczy dać trochę chajsu na zabezpieczenie podstawowych potrzeb.
No nie. Nie wystarczy. Bo to, co wydarzyło się w Poznaniu nie jest tylko jakąś chwilową sensacją, czy wyjątkiem od reguły, ale konsekwencją tego, jak działa (a raczej nie działa) system, który wypycha takie rodziny na margines społeczny, gdzie żyją one latami, powoli zmierzając na skraj przepaści.
To krzyk tych, którzy przestali mieć wybór.
Who is holding the holders?



2 Responses
Niestety nie wiadomo o jakie wydarzenie chodzi 🙁
Wystarczy wpisać tragedia w Poznaniu 🙂 https://wiadomosci.wp.pl/tragedia-w-poznaniu-w-mieszkaniu-znaleziono-ciala-ojca-i-syna-7218951961631552a –> Podstawowe info np tutaj.