Samobójstwo rozszerzone– sytuacja, w której sprawca najpierw zabija inną osobę lub kilka osób, a następnie sam odbiera sobie życie.
Filicydujące samobójstwo– podkategoria samobójstwa rozszerzonego, w którym ofiarą jest dziecko.
To tyle, jeżeli chodzi o teorię. Praktyki nie dałoby się ująć w kilku prostych zdaniach, a nawet wielokrotnie złożonych o objętości znacznie wykraczającej poza jeden wpis.
Długoletnia opieka nad osobą przewlekle chorą lub z niepełnosprawnością, wymyka się tradycyjnym motywacjom klinicznym, które okazują się niewystarczające do uchwycenia złożoności tego zjawiska.
Badania naukowe nie nadążają za tymi kryminologicznymi. Doniesienia są częste, a wiedza fragmentaryczna, prowadząca zazwyczaj do uproszczonych założeń, że są to sytuacje odosobnione, których nie można było przewidzieć ani im zapobiec. Nikt się nie spodziewał. Nic na to nie wskazywało. Taka też narracja króluje w niedawnej sprawie 79- letniego ojca i jego 46- letniego syna z Poznania.
Rodzina zaopiekowana. Pomoc udzielona. A jednak… Zaskoczenie.
Tymczasem, gdy media skupiają się na jednostkowym „zaskoczeniu”, badania kryminologiczne wskazują na głębsze, powtarzalne wzorce. W latach 2015-2019 przeprowadzono analizę 64 przypadków zabójstw i samobójstw rozszerzonych popełnianych przez opiekunów w Anglii i Walii. Wskazała ona na dwa kluczowe motywy tego typu czynów:
- altruistyczny- w których sprawca działa w przekonaniu, że uwalnia podopiecznego od rzeczywistego lub domniemanego cierpienia,
- związany z prawdziwym przeciążeniem opieką- w którym głównym motywem jest chroniczne zmęczenie, izolacja oraz brak wsparcia systemowego i społecznego.
Wprowadzenie tej ostatniej kategorii to świeże spojrzenie. Tradycyjne klasyfikacje tego typu koncentrowały się głównie na patologiach i czynnikach indywidualnych, takich jak psychoza, czy depresja. Uznanie chronicznego przeciążenia psychospołecznego jako odrębnego typu, stanowi potwierdzenie tego, że akty te mogą być ekstremalną konsekwencją niewydolności systemu opieki, a nie tylko czynników indywidualnych, czy choroby psychicznej osoby, która się ich dopuściła, a to oznacza, że prewencja powinna się koncentrować nie tylko na leczeniu patologii indywidualnej, ale także (a może przede wszystkim) na reformie systemowej, zmierzającej do zapewnienia opiekunkom adekwatnego wsparcia.
Choć problem ten jest ważki, wciąż brakuje danych, które pozwoliłyby oszacować skalę i specyfikę tego zjawiska, a badania opierają się głównie na analizie doniesień prasowych. Analiza ta wykazała, że w latach (2011-2015) w Stanach Zjednoczonych śmierć z rąk opiekunów poniosło 219 osób z niepełnosprawnościami. Oznacza to średnio około jednego zabójstwa tygodniowo. Jeżeli weźmiemy pod uwagę zjawisko niedoszacowania oraz to, że niepełnosprawność ofiary nie zawsze podawana jest do publicznej wiadomości, liczba ta może stanowić tylko bardzo przybliżony obraz tego zjawiska.
Choć niebagatelną rolę odgrywają tu czynniki środowiskowe, nie sposób pominąć częstości występowania różnych zaburzeń psychicznych u rodziców i opiekunów osób z niepełnosprawnościami. Zaburzenia te są często konsekwencją długotrwałego kryzysu, w którym mechanizmy obronne nie są w stanie poradzić sobie z odczuwanymi obciążeniami i poczuciem uwięzienia, związanym z odpowiedzialnością za bliskich.
Obciążenie opieką jest najsilniejszym mierzalnym czynnikiem poprzedzającym zarówno zachowania przemocowe wobec podopiecznych, jak i kryzys suicydalny. Badanie przeprowadzone w tym roku w Anglii na próbie 750 rodziców-opiekunów wykazało, że 42% z nich doświadczała myśli i zachowań samobójczych, a jedynie połowa z tej grupy aktywnie poszukiwała pomocy.
Ryzyko suicydalne u rodziców- opiekunów zwiększa:
- depresja,
- nieadaptacyjne strategie radzenia sobie z codziennością,
- posiadanie diagnozy psychiatrycznej przed rozpoczęciem opieki,
- poczucie uwięzienia.
Istotny jest zwłaszcza ten ostatni czynnik, który powoduje, że rodzic znajdujący się w kryzysie samobójczym, często dochodzi do przekonania, że odejście wraz z osobą zależną stanowi jedyne “wyjście”. Poczucie uwięzienia i niemożności znalezienia innego rozwiązania systemowego przekształca się w patologiczną próbę uwolnienia zarówno siebie, jak i podopiecznego, podejmowaną “z miłości”.
Zabójstwa i samobójstwa rozszerzone są wskaźnikami szerszego kryzysu, znanego jako “caregiver crisis”, będącego rezultatem fizycznego, psychicznego i emocjonalnego zmęczenia, do którego dochodzi przy długotrwałym braku równowagi pomiędzy troską o innych a dbaniem o siebie. Zjawisko to jest częściowo związane z efektem starzenia się populacji i rosnącej liczby osób zależnych, wymagających opieki.
Sytuacja ta wymaga solidnej i ciągłej infrastruktury wsparcia, podczas, gdy Polska zajmuje przedostatnie miejsce w UE pod względem ilości osób zatrudnionych w tym sektorze. Mamy do czynienia z dramatycznym niedoborem opiekunów, a opieka wytchnieniowa, będąca kluczową strategią prewencyjną zapobiegającą wypaleniu, pozostawia w naszym kraju wiele do życzenia, z czego większość znanych mi rodziców zdaje sobie sprawę, bo przekonała się o tym na własnej skórze. Nie funkcjonuje u nas także screening zdrowia psychicznego opiekunów, co uniemożliwia wczesną identyfikację grupy wysokiego ryzyka popełnienia tego rodzaju czynów.
Dlatego właśnie narracja “zaskoczenia”, pojawiająca się w mediach po kolejnym takim przypadku jest szkodliwa. Utrwala ona mit o tym, że to pojedyncze zdarzenia, którym nie udało się zapobiec, zwalniając tym od odpowiedzialności instytucje i szerzej pojęte społeczeństwo. Każda taka tragedia jest porażką systemu wsparcia. Bez realnej, dostępnej opieki wytchnieniowej, bez aktywnego wsparcia psychologicznego dla opiekunów i bez systemowego monitorowania ich stanu, pytanie nie brzmi „czy”, ale „kiedy” dojdzie do kolejnej tragedii. To nie jest zaniedbanie. To ciche przyzwolenie na ryzyko. To milczące przekonanie, że rodzice i opiekunowie są niezniszczalni.
Nie są.


