O narracji, która pomija ofiary

Dziś włożę kij w mrowisko.

 

Intencjonalnie. 

 

Po to, aby pokazać, że świat nie jest czarno-biały. Poszerzyć perspektywę. 

 

W jednym z komentarzy przeczytałam: “to zabójstwo. Nazwijmy rzeczy po imieniu”.

 

Tak. I właśnie o tym jest dzisiejszy post.

 

Sposób, w jaki media relacjonują tego typu sprawy, ma znaczący wpływ na kulturowe postrzeganie tego rodzaju czynów i może stanowić potencjalny czynnik ryzyka wtórnego. Gdyby sytuacja ta była wyrwana z kontekstu, gdybyśmy nie wiedzieli o motywach, które za nią stały, większość z nas oceniłaby ją bowiem zupełnie inaczej. Pojawiłoby się zgorszenie i oburzone głosy “jak tak można?”. Pojawiłyby się oceny.

 

W tej sprawie łatwo jednak zrozumieć motywację. Bezradność, bezsilność, ciężar opieki, poczucie, że nie ma innej drogi, że jest to najlepsze rozwiązanie. Jako społeczeństwo potrafimy się z tym utożsamić. Przekaz medialny portretuje opiekunów jako “kochających i oddanych rodziców” i promuje pojęcie “zabójstwa z litości”, które uzasadniane jest współczuciem i chęcią skrócenia czyjegoś cierpienia. Przedstawiane, jako rozumiała, uzasadniona reakcja. 

 

Narracja ta pomija jednak podmiotowość ofiar, które przedstawia się jedynie jako element drugiego planu. Cała uwaga koncentruje się bowiem na sprawcach i próbie zrozumienia ich perspektywy.

 

Nie ma w tym zresztą nic dziwnego, biorąc pod uwagę stereotypowy obraz osób z niepełnosprawnościami w Polsce. Wciąż przedstawiane są one bowiem wyłącznie jako superbohaterowie lub obiekty litości. Podobnie zresztą, jak ich opiekunowie. To ludzie cierpiący, którym przydarzyła się “tragedia życiowa”. W narracjach tych zupełnie pomija się podmiotowość i złożoność ich życia. Pomija potencjał i wszystko to, co wnoszą oni do społeczeństwa. 

 

Są problemem. Kimś, komu należy pomóc. Kimś, kto ciągle czegoś chce i wymaga. Kimś, kogo potrzeby są wiecznie niezaspokojone, choćbyśmy nie wiem, co zrobili i nie wiadomo jak się starali. Są kimś, nad kim się “pochylamy”, ubolewamy, komu współczujemy. 

 

Obraz ten utrudnia krytykę tego rodzaju czynów, jako aktów przemocy. Nie dostrzega ich okrucieństwa. Daje na nie moralne przyzwolenie. W końcu “już nie cierpią” i teraz jest im “lepiej”. Stwarza to ogromne zagrożenie, mogące prowadzić do wielu negatywnych konsekwencji. Ktoś popatrzy i dostrzeże ludzką tragedię w całej jej złożoności. Ktoś inny się zainspiruje, widząc w niej potencjalne rozwiązanie dla własnych problemów.

 

Być może ktoś z was czytając to pomyśli: “ale jak to? Przecież także pisałaś o tym w takim tonie- wyrozumiałym, usprawiedliwiającym, bezkrytycznym”. Owszem. I robiłam to świadomie. Znam takie życie od podszewki. Walkę z systemem, walkę o godność, o sprawność, o środki. Wiem, ile wysiłku to wymaga i jak wiele zasobów pochłania po drodze. Ale jednocześnie wiem też ile znaczy dla mnie moje dziecko i ile wniosło do mojego życia. I właśnie dlatego nie mogę milczeć. 

 

Są sytuacje, w których nie ma dobrych rozwiązań. W których każde jedno będzie wyłącznie wyborem mniejszego zła. Zła, które każdy z nas będzie widział gdzieś indziej. To nie jest coś, co łatwo można poddać ocenie. Świat nie jest czarno-biały. 

 

To ogromna porażka systemu, ale również tragedia wszystkich osób, które brały w niej udział. Także ofiary, której odebrano głos i życie. Dlatego właśnie wkładam kij w mrowisko, byśmy w naszym współczuciu dla sprawcy, nie zapomnieli także o drugiej stronie medalu.  Bo granica między zrozumieniem dla cierpienia a przyzwoleniem na przemoc jest niebezpiecznie cienka.

2 Responses

  1. Owszem… Tylko na czym polegała owa porażka systemu? Opiekunka przychodziła codziennie… miała klucz i to ona odkryła ofiary. Miała z nimi zamieszkać? Może to by było wyjście, gdyby kto zaoferował formę zwaną Family-style home Group – (Tak tam u nich w lokalu), jak nie dla niej, to dla kogoś innego. Wszyscy się użalają i szukają racjonalizacji post fatum. Ale czy z tego wyniknie jakaś pozytywna zmiana? KONKRET…

    1. Zgodnie z doniesieniami medialnymi, prawdopodobnym motywem był strach przed umieszczeniem syna w DPSie. Instytucje te budzą grozę u większości rodziców OzN. Pytanie dlaczego? Wad systemu jest niestety bardzo dużo, a zmiany nie zadzieją się nagle. Na to potrzeba czasu. Myślę, że każda taka sytuacja jest dobrą okazją do tego, żeby nagłaśniać, jak wygląda sytuacja rodziców i opiekunów osób z niepełnosprawnościami od środka. Jeżeli nie będziemy zabierać głosu w sprawach, które nas dotyczą, to szanse na jakiekolwiek zmiany są jeszcze mniejsze.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Udostępnij ten post:
Facebook
WhatsApp

Zapisz się na darmowy newsletter

Zobacz również