Co to znaczy „dawać radę”?

Poniedziałek. Nowy tydzień. Nowe rozdanie. Nowe wyzwania i ponowne stawanie na wysokości zadania.

 

Jako rodzice OzN bardzo często zadajemy sobie pytanie o to, czy “damy radę”? Czy sprostamy wszystkiemu co życie nam przyniesie. Czy będziemy w stanie, czy dopniemy wszystko na ostatni guzik.

 

A ja dzisiaj chcę zadać inne – co to w ogóle znaczy “dawać radę”? Czy jest jakaś definicja? Czy to przechodzenie z lekkością przez każde wyzwanie? Czy to codzienne robienie niemożliwego? Czy to realizacja wszystkiego od początku do końca? Od A do Z? A może załatwianie wszystkich swoich spraw i pomaganie innym, żeby też “dawali”?

 

Chociaż nie ma jednej oficjalnie obowiązującej definicji, bardzo chętnie się z niej rozliczamy. Podsumowujemy swoje starania. Wystawiamy oceny. Sobie i innym. Jakbyśmy brali udział w nieoficjalnym konkursie talentów.

 

“Dawanie rady” to zobowiązanie. Ciężkie. Obarczone tysiącem oczekiwań, które kieruje do nas świat, a które potem adresujemy sami do siebie. To obowiązki i powinności, które muszą zostać wykonane. To niekończące się listy spraw do załatwienia. To wszystko to, co musi zostać zrealizowane na już, a najlepiej na wczoraj. Inaczej tytuł “zawodowego ogarniacza” wypada nam z rąk. Inaczej schodzimy z podium. Zwracamy medal. Wypadamy z gry. 

 

“Dawanie rady” jest bardzo kruche. Ulotne. Efemeryczne. Ciężko utrzymać to uczucie przez dłuższy czas. Ciężko na nie zasłużyć. 

 

W codziennym życiu raczej rzadko jesteśmy z siebie zadowoleni. Nie wystawiamy sobie szóstki z plusem. Co najwyżej dopuszczający, w porywach dostateczny. Z minusem. Bo zawsze można było coś zrobić lepiej, szybciej, sprawniej. I więcej. Bo inni tak potrafią. Bo oni “dają radę”. A my? 

 

My też! Tylko definicja tego stanu jest zupełnie niekompatybilna z tzw. “normalnym życiem”. Bo oczekiwania są wygórowane, a poprzeczka zawieszona poza zasięgiem naszego wzroku. Bo nie liczy się droga, tylko cel. Wynik. Osiągnięcia, którymi w naszym świecie często nie możemy się pochwalić. Bo jesteśmy surowi, krytykujemy, przyznajemy słabe noty za najmniejsze potknięcia. Bo chcielibyśmy być niezłomni, a jednak się potykamy. 

 

A może “dawanie rady” to coś zupełnie innego? Może można je połączyć z wyrozumiałością? Z troską o własne potrzeby? Z byciem nieidealnym? Z pamiętaniem o sobie? Z dostrzeganiem małych zwycięstw i dobrych chęci? 

 

Każdego dnia nasze 100% leży gdzieś indziej. I wcale nie oznacza to, że coś zaniedbujemy. Coś odpuszczamy. Na czymś przestało nam zależeć. Znaczy to tylko tyle, że każdego dnia startujemy z innym poziomem baterii, która raz szybciej, a raz wolniej rozładowuje się do zera. 

 

Bo nie jesteśmy perpetuum mobile. Bo są takie dni, kiedy szczytem naszych możliwości jest to, co innego dnia stanowi niezbędne minimum. I to jest okej. Wszystko w normie. Jesteśmy ludźmi. Z krwi i kości. Potrzebujemy odpoczynku. Spojrzenia na siebie łagodnym wzrokiem. Docenienia wszystkiego tego, co nam się udało. I udaje. 

 

Każdego dnia załatwiamy tysiące różnych spraw. Kawał niewidzialnej pracy, bez której wszystko posypałoby się jak domek z kart. Jesteśmy w tylu miejscach. Dosłownie i w przenośni. Planując, przewidując, zabezpieczając przyszłość. Tyle kwestii nas absorbuje, pochłania energię, zajmuje czas. 

 

Popatrzmy na to z boku. Co byśmy powiedzieli o kimś, kto robi tyle, co my? Czy poklepalibyśmy go po ramieniu? Pogratulowali? Uścisnęli dłoń? 

 

Czy pomyślelibyśmy, że “daje radę”?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Udostępnij ten post:
Facebook
WhatsApp

Zapisz się na darmowy newsletter

Zobacz również